To lato w porównaniu z kilkoma poprzednimi wydawało się niezwykle gorące. Carolinowe oczy wpatrywały się w niewielki stojący naprzeciwko domek spod kosmyków nierówno obciętej grzywki. Mimo, że spędziła w tym domu zaledwie kilka ostatnich dni zdążyła się już przyzwyczaić do tego widoku. Jednak za każdym razem gdy przysiadałam na ciemnej dachówce czułam delikatne ukłucie w sercu a przed oczami pojawiał się on. Chłopiec przywołujący pecha. Phoenix. Nie widziałam go od tak dawna... Nie wiedziałam nawet, że jego rodzina się wyprowadziła. Każdego dnia obiecywałam sobie, że zapytam się kobiety która przyjęła mnie do domu i traktowała tak jakbym była jej dzieckiem.
Ale... Skąd ona miała wiedzieć? Kupiła ten dom od nieznanych ludzi.
Głupie bzdury. Prawda była taka, że nie byłam w stanie się zapytać. Bałam się odpowiedzi. Bałam się, że może okazać się... Nie, nie chce nawet o tym myśleć. To boli tak bardzo.
Ciemne tęczówki schowały się na dłuższą chwile pod osłoną powiek uciekając przed blaskiem słońca.
Drobna postać pojawiła się przy moim boku jak zawsze wtedy kiedy jej potrzebowałam. Przywołałam na twarz uśmiech. Była taka cudowna. Taka... kochana, delikatna. Piękna.
- Caro?
Powieki uniosły się, a w czarnych oczach pojawiły się jakby znikąd zielone plamki. Chciałaby zatrzymać tę chwilę na trochę dłużej by móc słuchać tego słodkiego mimo lekkiego zachrypnięcia głosu przez całą wieczność.
Skierowała spojrzenie swoich oczu na drobną postać siedzącą tuż obok niej.
- Nie słyszałam jak wchodziłaś - uśmiechnęła się lekko na powitanie. Jednak słodkie malinowe usta nie rozciągnęły się w uśmiechu w odpowiedzi.
Dlaczego?
- Wychodzę. Chcesz iść ze mną?
W niebieskich oczach pojawiła się nadzieja pomieszana z obojętnością. Z przewagą tego drugiego.
To dziwne prawda? Przez ostatni rok stały się nierozłączne, a teraz... w ciagu kilku ostatnich dni stały się sobie niemal obce.
Dlaczego?
W odpowiedzi pokręciła tylko głową wciąż wpatrując się w oczy koloru nieba.
- Yuki... - Tak! Pozwoliła mi używać swojego prawdziwego imienia. Czyż nie była cudowna? Sprawiała, że czułam się wyjątkowo. - Ostatnio ciagle wychodzisz. Nie rozmawiasz ze mną, nie gramy już razem... Odkąd wróciłaś traktujesz mnie jak obcą osobę. Ja... Nie rozumiem tego.
Drobna twarzyczka posmutniała. Dziewczynka zacisnęła zęby i wykrzywiła usta w dziwnym uśmiechu. Odwróciła się. Tak bardzo boli.
- Nie jesteś moją matką więc nie powinno cię to obchodzić. Zresztą z nią też nie rozmawiam. Wróciłam do swojego życia, ty też powinnaś.
- Przepraszam... Jestem taka jak on. Zawsze niszczę wszystko na czym mi zależy...
- Jaki on? - spojrzenie niebieskich oczu skierowało się w jej stronę. W wielkich zielonych oczach były łzy które czekały by spłynąć.
- Chłopak który... Zresztą to teraz nieważne. Teraz jesteś tylko ty. Ty i ja.
Złożyłam delikatny pocałunek na czubku jej głowy. Cały czas pragnąc by w moich oczach zobaczyła całą moją miłość.
- Dlaczego chcesz mnie mieć na własność? Nie zastąpisz mi całego świata. Jeżeli nie idziesz ze mną musisz sama wymyślić sobie jakieś zajęcie.
Drobna postać Peggy Sue zniknęła w ciemności pokoju z którego wychodziło okno. Została sama na rozgrzanym dachu wielkiego domu.
Zniknęła.
Tak po prostu.
Pstryk. Jest
Pstryk i jej nie ma
Długie palce mocno ściskały jakiś prostokątny przyrząd.
Co ona właściwie robi?
A czy to ważne?
Nie.
No więc własnie.
<I>C: Hej, co się stało z tym dziwadłem z naszej klasy?
A: Tym który mieszkał naprzeciwko Ciebie? Phoenix Lauer czy jakoś tak?
C: Czytasz mi w myślach :P
A: Jest tam gdzie inne dziwadła, w psychiatryku. Zabił swoich rodziców. Nie mów, że nic nie słyszałaś, to była głośna sprawa jakieś trzy lata temu.
C: Nie czytuje gazet. Dzięki za info, zżerała mnie ciekawość.
Ukłucie w sercu było coraz mocniejsze. Tak bardzo żałowała, że wcześniej o tym nie wiedziała. Tak bardzo chciałaby móc być teraz tam z nim. Chciała przeprosić, że nie było jej z nim kiedy to się stało. Że była zbyt zajęta ludźmi którym na niej nie zależało. To nie było takie trudne by tam pojechać. By go zobaczyć. Porozmawiać. A jednak....
A: A tak w ogóle to co z tobą?
C: Musiałam wyjechać, ale już jestem z powrotem.
A: To świetnie. Do zobaczenia :D
Wystarczyła chwila by zbiec po schodach i wyjść w locie zakładając znoszone buty. Następna, trochę dłuższa, by dobiec do wielkiego budynku otoczonego wysokim murem.
Stawiałam kolejne kroki jednak nie byłam już pewna czy napewno chcę tam iść.
- Dzień dobry... Ja chciałabym...
- Imię i nazwisko?
Wydukała kobieta znudzonym tonem nawet nie podnosząc wzroku znad czytanej książki.
- Phoenix. Phoenix L...
- Phoenix Lauer. Pokój 237, drugie piętro. Znikaj.
Chyba jednak nie powinnam tu przychodzić... On tak bardzo... I wtedy...
Poczułam łzy zbierające się w moich oczach. Uniosłam głowę która do tej pory była lekko opuszczona.
Wokół niej rozbrzmiał głośny odgłos stukania podeszw o kamienne schody.
Ciekawe kto to...
Przed oczami miała ciemne drzwi oznaczone numerem 237.
Czy kobieta w poczekalni nie mówiła przypadkiem, że ten pokój jest na drugim piętrze?
Czyjaś blada chude dłoń zapukała do drzwi by po chwili nacisnąć niepewnie na klamkę.
Przez chwilę jej oczy przyzwyczajały się do ciemności panujących w pokoju.
Dostrzegła drobną postać skuloną w kącie. On... Wciąż wyglądał jak ten dziewięcioletni chłopiec... Albo za wszelką cenę próbował nim być.
- Phoenix? To... ja... Caroline, pamiętasz mnie?
W ciemności zaświeciły duże niebieskie oczy do tej pory ukryte wśród ciemnych kosmyków jego włosów.
- Nie znam żadnej Caroline. Nigdy jej nie znałem
Głos chłopca był zachrypnięty od nieużywania lub niedostarczania płynów. Do carolinowych oczu napłynęły łzy. Chłopiec kręcił głową jakby odpędzając od siebie tę myśl.
- Phoenix nie ma przyjaciół. Ty nie byłaś przyjaciółką - phoenixowe oczy wypełniły się gniewem - Zostawiłaś mnie gdy cię potrzebowałem. Wykorzystałaś mnie Caroline.
- Ja... Nie chciałam. Musiałam uciekać przed wszystkim zostawiając nawet tych których nie chciałam... Gdybyś tylko przyszedł... to ja... byłabym wtedy cała twoja.
Dziewczynka oparła się plecami o ścianę obok niebieskookiego chłopca.
Spod przymkniętych powiek powoli spływały słone krople łez.
- Wyciągnę cię stąd Phoenix. Będzie tak jak dawniej. Ty i ja przeciwko całemu światu, pamiętasz? Nikt nas nie powstrzyma, musisz mi tylko trochę pomóc, dobrze? Ja... zrobię wszystko...
Z zapałem pomachał głową na zgodę.
Uśmiechał się.
Uśmiechał się oczami.
Tak pięknie...
- Mogę wpuścić tu trochę światła? Zobaczysz jak ślicznie jest tam, na dworze.
Za odpowiedź miał jej służyć kolejny uśmiech pojawiający się na twarzy chłopca.
Wyciągnęła w jego stronę swoją dłoń i odpowiedziała uśmiechem na uśmiech.
- Chodź. Pomożesz mi.
Chwycił nieśmiało wyciągniętą rękę swoją. Wpatrywał się w dziewczynkę podciągającą rolety, a gdy pokój zalało ciepłe światło słońca swoją uwagę skupił tylko ta pięknym widoku.
- Piękne - wyszeptał chłopczyk ściskając mocniej dłoń przyjaciółki.
- Phoenix? - na korytarzu rozbrzmiał donośny śpiewny głos zakłócony odgłosem stawianych kroków. Chwilę pózniej stukanie obcasów ucichło. - Ja... Jak ci się udało to zrobić dziewczyno?
Wydukała kobieta w stroju pielęgniarki opierająca się teraz o framugę drzwi.
- Ja jestem... przyjaciółką. - powiedziała w końcu wracając do oglądania ogrodu przez zakratowane okno. - Chciałabym zabrać go do ogrodu. Chciałabym go kiedyś stąd zabrać...
Tym razem to carolinowa dłoń mocniej się zacisnęła. Spoglądała z nadzieją na domy stojące za ogrodzeniem
- Tak... zabierz go na spacer, ale wróć za pół godziny. Pózniej porozmawiamy o tym drugim...
Anemiczna blada twarz rozświetliła się w uśmiechu. Spojrzała na wciąż stojącą w drzwiach kobietę dziękując jej spojrzeniem.
- Chodź, pójdziemy do ogrodu - wyszeptała pociągając go delikatnie w stronę drzwi.
***
Dla Emily, będzie mi brakować Twojej obecności. Bardzo. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wrócisz.
To chyba najbardziej pozytywny rozdział w całym opowiadaniu, przynajmniej dla mnie.
Z waszymi notkami staram się być na bierząco, ale jedyny komputer jaki mam w okolicy szaleje gdy tylko przechodzę do pisania komentarzy.
Nowe rozdziały pojawią się dopiero po weekendzie majowym. - to chyba jakiś żart? :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że spodobał Ci się mój blog ;)
Carolinowe oczy - chyba lepiej oczy Caroliny
Usuń kursywę, ciężko się czyta. Popraw przecinki, bo są źle umiejscowione (np. "mimo że" przed tym zwrotem powinien być przecinek, a nie w środku).
To ma być pozytywny rozdział? :O mnie się jakiś smutny i refleksyjny wydaje... Ale końcówka już bardziej pozytywna, choć myślałam, że Phoenix wyprze się jej na zawsze. Mam wrażenie, że dajesz za mało napisów. I dodawaj akapity!
Rozdział ogólnie dość przygnębiający, ale mnie się podobał. Co jest właściwie rzadkością w moim przypadku. Pozdrawiam.
Hmm, to nie napisalam, ze Ravkos dal jej troche pieniedzy? Myslalam, ze dal, bo dostala, ale malo ;) A co do tej pamieci. To nie jest tak, ze ona ja utracila... zobaczysz dalej. Ona utracila tylko czesci pamieci. A nie cala. Zobaczysz dalej ;) nie napisalam tego w opisach, ale o to mi chodzilo. To dopiero ujawnia sie dalej.
OdpowiedzUsuńNajbardziej pozytywny rozdział? Cóż, jeśliby wziąć pod uwagę końcówkę, to owszem. Sam początek był nieco przygnębiający. Tak nawiasem, nie spodziewałam się, że Phoenix tak szybko wybaczy Caroline. Chociaż z drugiej strony, to znaczy, że łączy ich prawdziwa przyjaźń, mam rację? ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie dodać odpowiedzi więc napisze tutaj.
OdpowiedzUsuńDla mnie cały rozdział stał się pozytywny właśnie przez tą końcówkę i przez to, że Caroline odzyskała kogoś kto był dla niej jak rodzina.
W sumie jeszcze nie wiem jak nazwać to co ich łączy. Ogólnie nie wiem jak nazwać jakiekolwiek uczucie które łączy kilka postaci. Możemy przyjąć, że to przyjaźń.
No to nadszedł czas nadrabiania u Ciebie;) Jejku, ten rozdział był tak uroczy. No sama nie wiem, jak to nazwać, ale końcówka sprawiła, że uśmiech sam pojawił mi się na ustach. A początek na to nie wskazywał. Relacje z Yuki nie wyglądają dobrze. Za to odzyskała kogoś innego. Nie spodziewałam się, że jej wybaczy, ale z drugiej strony... No cóż Phoenix już podbił moje serce. Bardzo jestem ciekawa, jak potoczy się ta ich relacja;) Cały rozdział urzeka ładunkiem emocjonalnym. Potrafisz poruszyć i to mi się podoba. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuńOj, czytałam ten rozdział, nie wiem dlaczego go nie skomentowałam. No cóż, lubię Twoją pisaninę, więc nie będę się teraz rozczulać nad błędami, bo niespecjalnie zwróciłam na jakieś uwagę :)
OdpowiedzUsuń