Rozdział 9.
"Zrezygnowałbyś dla mnie z tego kim byłeś?"
Gumka zwieńczyła misterne dzieło na mojej głowie. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Po raz pierwszy od wielu miesięcy dostrzegłam nieznaną, o wiele za chudą osobę.
Lekkim krokiem podeszłam do odtwarzacza by wcisnąć jeden przycisk. Tak niewiele a pozwala na tak dużo.
Nastoletnie ciało dało się porwać w objęcia dawno niewidzianej przyjaciółki.
Skomplikowane, przepełnione uczuciem a jednocześnie tak... mechaniczne ruchy wykonywałam zgodnie ze wskazówkami siedzącej na widowni śmierci.
Powietrze wokół mnie przepełniał smak cierpienia, delikatna nutka gorzkiej nienawiści zmieszanej ze słodko-kwaśnym smakiem nieudanej miłości.
Kazała mi opowiedzieć historię mojego życia. Chciała żebym pokazała prawdziwe cierpienie, moją szarą codzienność zabarwioną o muzykę, taniec... kroki.
Chciała żebym w tym tańcu kogoś straciła, ale ja nie miałam już kogo stracić, wszyscy moi bliscy zginęli lub przestali dla mnie istnieć.
Kruche ramiona poruszały się ostrożnie , opuszczona do tej pory głowa niespodziewanie uniosła się wysoko a wzrok starał się przebić przez grube mury i skierować się w niebo. Usłaną świecącymi punkcikami granatową płachtę.
Cienkie niczym dwa patyki nogi uginały się do podskoków, tworzyły piruety.
***
Delikatny uśmiech ozdabiał moją twarz. Całą energię wkładałam w muzykę wydobywającą się spod moich palców. Delikatne pociągnięcia strun wydobywały z instrumentu eteryczny, mocny dźwięk moja praktycznie nieruchoma do tej pory sylwetka niespokojnie się zatrzęsła.
Poczułam ból, ale nie byle jaki ból. Ostre pulsowanie pochodziło z okolic serca, tym razem silniejszy niż zwykle sprawiał że ledwo co trzymałam się na nogach. Gitara zaczynała powoli wyślizgiwać się z moich dłoni choć starałam się ją utrzymać.
Spojrzałam błagalnie na frontmana zespołu w którym gościnnie wystąpiłam i ruchem ust przekazałam mu moją wiadomość. Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową.
Ostatnimi siłami dokończyłam piosenkę. A utrzymanie spokojnego kroku podczas schodzenia ze sceny wydawało mi się praktycznie niemożliwe a mimo to wykorzystałam do tego ostatnie resztki energii.
W końcu opadłam na podłogę opierając się o ścianę w toalecie.
Starałam się uspokoić oddech i serce które biło niebezpiecznie szybko.
W końcu wyszłam z łazienki i ostrożnie doszłam do garderoby opierając się o ścianę.
***
Przez małe okienko w dachu wpadało światło księżyca spełniając moje dziecięce marzenie.
Przyglądałam się chaotycznemu cieniowi który co chwilę pojawiał się w innym miejscu, innej pozie, innym... czasie.
Czas.
Tańczyła, wykonując skomplikowane nikomu do tej pory nieznane, ruchy.
Wpatrywała się w cień udający szamoczącego się w klatce ptaka.
Oglądała bitwę na śmierć i życie.
Upadek Ikara.
Czas. Pojęcie względne. Jedni nie mają go wcale, drudzy posiadają go w nadmiarze. Inni jeszcze wyczerpali swój limit i powrócą za kilkadziesiąt minut ciągnących się w nieskończoność.
Inni ten limit po prostu ominą, odejdą na sekundę i wrócą.
Każdy ma swoje piętnaście minut, to zależy tylko od człowieka ile będzie trwać jego własne.
Wystarczy pamiętać że nawet czas ma swój koniec.
A bez czasu nie będzie nic. Nagle okaże się że najważniejsze wydarzenie w twoim życiu nie miało miejsca.
Gdyby nie czas… Gdyby nie czas to wszystko… nigdy by się nie wydarzyło
Ikar spadł. Głośny plusk wody nie przeszkadzał nikomu, bo też nie było osoby która mogłaby mu pomóc.
Powoli opadał na dno ciągnąc za sobą historię swojego życia.
Powietrze opuszczało jego płuca ciągnąc za sobą grzechy które momentalnie zostały przebaczone.
Ikar mógł umierać, mógł odpocząć i odpoczywać tak już zawsze.
Lecz coś szarpnęło go ku słońcu by dalej żyć, by zakończyć swoją misję.
***
-Hej... Nic ci nie jest? Nie wyglądasz za dobrze...
Delikatna dłoń podtrzymała mnie gdy prawie upadłam wchodząc do pokoju.
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam już więcej pomocy od człowieka którego nie znałam.
- Nie oszukasz mnie. Widzę że coś się dzieje. Potrafię dostrzec prawdziwy ból.
Gorzki śmiech wydobył się z moich ust niespodziewanie. Nie kontrolowałam swojego ciała, każdy ruch, czy to nóg czy rąk... ust. To wszystko było takie... Nie moje.
- Ty nic nie wiesz o prawdziwym bólu. Tobie tylko... Coś kazało ci udawać że wiesz ale to nieprawda. Oszukujesz nie tylko siebie. Próbujesz oszukać wszystkich.
Podniosłam lekko głowę ukazując wykrzywioną z bólu twarz. Czułam na policzkach mokrą drogę łez.
- Ten ból to nic w porównaniu z moją codziennością, to zwykły... Dodatek.
Moje ciało wykonało pełny obrót i wykonało kilka leniwych kroków w stronę drzwi.
Siedząc gdzieś na kanapie oglądałam film w zwolnionym tempie. Patrzyłam na dziewczynę która nie była mną... Choć jednak.
Nie to tylko ja, ja zamieniająca się w kogoś innego, w tamtą dziewczynę.
Kroki przyspieszyły. Biegłam w stronę drzwi z twarzą wciąż odwróconą w stronę wijącego się z bólu mężczyzny.
Poczułam nagły tak bardzo niespodziewany opór.
Powoli. Niepewnie, odwróciłam się w drugą stronę. By ujrzeć kto mnie powstrzymywał przed przejściem dalej.
Musiałam unieść głowę by zobaczyć jego twarz.
Chciałam się uśmiechnąć, wtulić w bezpieczne ramię.
Zamiast tego zebrałam w sobie całą siłę. Odwróciłam wzrok i odczepiłam powstrzymującą mnie dłoń od framugi drzwi.
Znikłam w głębokim cieniu korytarza chowając się w najdalszy kąt. Taki pozbawiony światła. Pozbawiony ciepła. Życia. Pozbawiony wszystkiego co normalne dla ludzi. Wszystkiego czego całym sercem nienawidziłam.
***
- Tato, nie mogę już dłużej śpiewać w tym... Chórku.
Słodkie słowa wypowiedziane słodkim głosikiem zadziałały niemal od razu. Zbawienny wpływ musiało mieć także moje przekonanie o zwycięstwie.
-Dobrze... Skoro już cię to nie interesuje to się zgadzam. Choć naprawdę dobrze śpiewasz.
Ma dziecięcej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Drobne stópki podreptały w stronę ojca by go uściskać.
- Ej, nie tak szybko. Jeśli rezygnujesz z jednej rzeczy musisz wybrać na jej miejsce następną. Dostaniesz tydzień na wymyślenie na jakie zajęcia chciałabyś teraz chodzić, dopóki nie wymyślisz musisz chodzić na chór.
Znienawidzony od jakiegoś już czasu głos niespodziewanie przerwał atak fałszywego szczęścia.
Spojrzałam ostrym wzrokiem na Emmanelle opierającą się o ojcowskie krzesło.
- Chciałabym...- zaczęłam niepewnie potrząsając przy tym niezwykle długimi włosami.- Chciałabym zacząć robić coś sama, bez zajęć, bez ludzi którzy mnie nie rozumieją.
- Chodzi o zajęcia indywidualne?- zdziwiona mina kobiety świadczyła że nie wie o co mi chodzi.
- Nie chce robić coś sama. Będę śpiewać w pokoju piosenki które mi się podobają. Mogę coś pisać, rysować, grać na czymś... Możesz mi wyznaczyć godziny w których będę się tym zajmować...
- Rose... To ma być bunt? Bo jeśli tak to nieudany.
I te ciche słowa raniące każdą najmniejszą nawet cząsteczkę mojego ciała.- Zachciało jej się naśladować starszą siostrę.
I w tym momencie miałam ochotę podbiec do niej i uderzyć z całej siły w twarz. Zamiast tego dalej udawałam grzeczną dziewczynkę w okresie typowego dla nastolatek buntu.
Wbiegłam po schodach by zamknąć się w pokoju i zrobić to co robiłam zazwyczaj w podobnych momentach.
Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w rysujący się kilka kilometrów dalej budynek.
Lubiłam sobie wyobrażać że w momencie w którym ja patrzyłam przez okno to przez swoje okno patrzyła na mnie Flavia. Czułam wtedy że nasza więź dalej istnieje mimo że tak brutalnie i nagle ją zerwano.
I tą więź zerwano też teraz. Donośne pukanie do drzwi było charakterystyczne dla taty.
Leniwymi ruchami dotarłam w końcu do drzwi. Po ich otworzeniu czekała mnie niespodzianka w postaci... właśnie niespodzianki.
Domyśliłam się że Emmanuelle nie może tego zobaczyć. Wniosłam więc wszystko do pokoju i zebrałam się za czytanie liściku.
Na mojej twarzy niemal natychmiast pojawił się uśmiech, wciąż przytłoczony smutkiem, ale jednak...
***
Niepewne uderzenia wybudziły mnie w środku nocy. Niechętnymi, wciąż lekko roztańczonymi krokami podeszłam do drzwi by otworzyć je używając resztkę pozostałej we mnie energii.
Źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia zasłaniając błękitną tęczówkę.
- To naprawdę... ty?
Zaskoczenie tak wyraźnie rysowało się w brzmieniu mojego głosu że zaskoczyło mnie to jeszcze bardziej.
- Wejdź... Wejdź do środka.
Niepewny uśmiech zapanował na mojej twarzy. Zaciekawione oczy rozejrzały się jeszcze po korytarzu zanim zamknęłam drzwi.
- Coś się stało?
Pytanie nasunęło mi się nagle i niespodziewanie, wciąż ciekawe oczy obserwowały reakcję chłopaka, a ciało niemal automatycznie zaczęło krótką i łatwą wspinaczkę na parapet.
- Tak dawno się nie widzieliśmy a ty się pytasz co się stało? Spodziewałem się chociaż usłyszeć "Co tam u ciebie". Ale tak, coś się stało. To był wypadek, szlag trafił wszystkie mapy, GPS-y a nawet sam krajobraz. Samolot zamiast na lotnisku wylądował w oceanie, w miejscu oddalonym od lotniska o około 100 kilometrów. Przykro mi Bliss.
Na dźwięk imienia którym nazywał mnie tylko on miałam ochotę się rozpromienić, jedynie zaistniała sytuacja nie pozwalała mi na to.
- Aimee?
Słabiutki, lekko piskliwy głosik wydobył się z mojego gardła. Łzy popłynęły po policzkach nie z powodu smutku a najwyżej z przywiązania do tej radosnej osóbki.
Poczułam obok siebie ciepło drugiego ciała. Delikatny, pocieszający dotyk jego palców niemal natychmiast mnie uspokoił
- Tak naprawdę... Ja wcale jej nie lubiłam, można nawet powiedzieć że zaczynałam ją nienawidzić. Tylko... Tak trudno sobie to wyobrazić, bo... przecież dopiero co czułam pod palcami jej skórę kiedy się żegnałyśmy. Tak niedawno słyszałam jej śmiech, głos.
- Ludzie odchodzą Bliss. Tak było, jest i będzie. To z góry ustalona zasada.
- Nie musisz mi tego mówić Simone... Dlatego tu jestem. Dlatego że ludzie przychodzą i odchodzą a ja... Ja po prostu nie mogłam sobie z tym poradzić.
- Nikt nie wie dlaczego ja tu trafiłem. Może dlatego że byłem normalnym dzieckiem? Ale teraz wyjeżdżam na wiosnę. Pierwszy raz od dwóch lat zobaczę moją rodzinę.
Gorzki śmiech był zupełnie inny od TEGO simonowego śmiechu który tak dobrze poznałam przez niecały dzień.
Spojrzałam w oczy które kiedyś były tak ciepłe i pełne życia. Wpatrywałam się w ich pozbawionych uczuć pustkę i wiedziałam już że ja mu to zrobiłam.
- Jadę z tobą, podobno twoi rodzice wyrazili już zgodę. Doktor Martin powiedział że muszę znaleźć się z dala od znanego mi otoczenia.
Postarałam się uśmiechnąć ciepło choć wiedziałam że mi to nie wyszło. Stwierdziłam więc że pora zadać pytanie które męczyło mnie od kiedy zobaczyłam w drzwiach jego twarz.
- Mogę mieć do ciebie małą prośbę?
- O co chodzi Bliss? Wiesz że możesz mnie prosić... O wszystko.
- Dzień przed naszym odlotem chciałabym zobaczyć grób matki. Nie byłam na jej pogrzebie bo trafiłam tu... Nie chcę iść tam sama.
Niepewne słowa powiedziane nieśmiałym głosem wydobyły się z mojego gardła potokiem. Spojrzałam z nadzieją na jego twarz jednak odwrócił się ode mnie.
Milczenie się ciągnęło tak jak ciągnęły się kolejne minuty i sekundy.
- Spójrz na mnie Bliss.
Usłyszałam w końcu pozbawiony uczuć głos. Nie zrobiłam tego, chciałam żeby odezwał się tak jak odzywał się normalnie.
Zamiast tego poczułam na swojej twarzy jego dłoń, która delikatnie, zupełnie jakbym była stworzona z porcelany, zmusiła mnie na spojrzenie w simonowe oczy.
Ten widok był dla mnie niczym nóż wbity w serce. Kolejny raz zobaczyłam pusty wzrok chłopaka. Z przerażeniem wpatrywałam się w nie nieświadomie kręcąc przy tym głową.
- Zrobię to bo zrobiłbym dla ciebie wszystko.- wyszeptał cicho prosto do mojego ucha. Dotyk jego ust przyprawił mnie o dreszcze. Dalej jednak tkwiłam w tej pozycji nie chcąc stracić nagłej bliskości.
- Zrezygnowałbyś dla mnie z tego kim byłeś kiedy się poznaliśmy?
***
Stanęła niepewnie na swoim miejscu chwytając w drżące ręce gitarę.
Dźwięki które wydobywały się spod palcy był nieznane, zbyt delikatne choć takie mocne. Ciężkie.
Na mokrej od łez twarzy pojawił się uśmiech. Reakcja na szczęśliwe dzieciństwo i na cudowne wspomnienia.
Brnęłam dalej w melancholię wspomnień tak szczęśliwych że aż rozrywających delikatne serce.
Niespokojne szarpnięcia strun rozrywały to serce na jeszcze drobniejsze kawałki.
A potem… ciemność. Nic tylko nieskończona czerń otaczająca ciało z każdej strony.
------
Przepraszam za wszystkie chore pomysły i inspiracje wykorzystane w tym rozdziale.
Dziękuje za opowieści o czasie, gwiazdach i kosmosie jako urozmaiceniu drogi do Łodzi i z powrotem. To dzięki nim dodałam ostatnie zmiany by wszystko było bardziej… perfekcyjne. Czyli tak jak lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz