Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 7 (Między Kartkami Wspomnień)

Patrzyła na znajomych jakby z bardzo daleka. Równie dobrze mogła właśnie znajdować się 5 km od budynku. No i siedzieć w domu z rodziną. Chociaż nie, to nie była już jej rodzina, nie całkiem.
Mechanicznymi ruchami grzebałam w objedzie przez pół godziny połykając może kęs.
I tak mijały całe tygodnie. Zmieniałam się tylko w towarzystwie lekarzy i pielęgniarek. W końcu chciałam stąd wyjść jak najszybciej.
Kiedy zaczęłam zachowywać się trochę normalniej stałam się fanką pokoi rekreacyjnych. Korzystałam z każdego tak więc nadrabiałam zaległości dzieciaków które nie chciały tu przychodzić. Omijałam tylko jedną salę...
Ani się obejrzałam jak minęło pięć miesięcy. Spod białych czap śniegu powoli wyłaniają się trawa, gdzieniegdzie wyrastały kwiatki. Na niebie pojawiło się słońce które świeciło coraz mocniej i coraz dłużej. Gdyby nie te kraty mogłabym nawet stwierdzić że jestem w domu. No właśnie. Moja "rodzina" pewnie powoli zbiera się by wyruszyć do Wenecji. Zapewne już dawno udało im się zapomnieć o Flavi która właśnie przesiadywała na parapecie w szpitalu psychiatrycznym. Ale takie jest życie. Muszę się tylko do tego przyzwyczaić a wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęłam się smutno do swojego niewyraźnego odbicia w lustrze.
Z zamyślenia wyrwało mnie lekko nieśmiałe pukanie do drzwi. Otarłam ślady łez z policzków i zaprosiłam gościa do środka.
- Clair, mówiłam ci że nie chcę wychodzić na dwór- powiedziałam zsuwając się z parapetu na podłogę.- Wiesz że źle się czuję...
- Och, nie chodzi mi o to. Za sześć miesięcy powinnaś stąd wyjść, ale doktor stwierdził że kontakt z rodziną mógłby... pogorszyć twój stan.
- Powiedz to mojemu ojcu. Ja jestem niepełnoletnia i nie mogę sama decydować o tym co ze mną będzie.- wzruszyłam ramionami i skierowałam się w stronę łazienki.
- Jeśli byś zmieniła zdanie co do swojej samotności to kilka dziewczyn ogląda filmy w piętnastce.
Kobieta się uśmiechnęła i zamknęła za sobą drzwi.
Już po wyjściu z łazienki stwierdziłam że towarzystwo może mi się przydać. Przez ostatnie miesiące głównie wybierałam samotność. Jedyny kontakt z ludźmi nawiązywałam siedząc przy stoliku na stołówce chodź chodziło po prostu o to że samotnie grzebałam w talerzu a odgłosy ludzkości dochodziły do mnie z naprawdę bardzo daleka. No i krótkie rozmowy z moim lekarzem i jego żoną, Clair.



Stawiała niepewne, chwiejne kroki jakby w obawie że podłoga zaraz się pod nią zawali. W myślach widziała tą scenę jako taniec ze śmiercią. To dziwne uczucie jednak serce biło jakby w takt jakiejś melodii. Drobne kroki, uginające się kolana... Teraz obrót, zrób to, okręć się wokół własnej osi. Ale nie tak. To ma wyglądać mechanicznie, ale też melancholijnie. Wczuj się!
Słuchałam się wsakzówek śmierci i wykonywałam każde jej polecenie. Nie mogłam przecierz zkończyć, mimo wszystko chciałam dalej żyć. Nie potrafiłam wyobrazić sobie momentu w którym moje serce się zatrzymuje, w którym przestaje dostarczać życiodajnej krwi do mojego mózgu. Taka opcja... po prostu nie istniała.
Oparłam się o śliską ścianę po której natychmiast "zjechałam" na podłogę i zaczęłam się śmiać nieopanowanym śmiechem. Robiłam to dalej mimo łez zbierających się w moich oczach. Czasami wydawało mi się że życie naprawdę może być... No właśnie jakie? Dobre? Szczęśliwe?
Kolejny wybuch nieopanowanego śmiechu.
Przecierz to śmieszne.
Życie to tylko ciąg błędów i porażek z epizdoycznymi fragmentami szczęścia. Życie to tylko naiwna gra w którą kilku idiotów postanowiło wierzyć.

Ktoś mógłby uznać że coś się we mnie zmieniło, ale ja dobrze wiedziałam że w końcu jest tak jak być powinno.
Usłyszałam znajome głosy dochodzące zza ściany.
- Trzeba coś zrobić. Tą dziewczyne zaraz trzeba będzie skierować na odział dla anorektyczek! Nie zauważyłeś jak bardzo jest chuda? A co najdziwniejsze ciągle jeszcze chudnie.
- Porozmawiaj z tym chłopakiem którego jej przedstawiłaś pierwszego dnia. Podobno mają dobry kontakt...
- Mieli! Potem coś się stało. Początkowo Flavia siedziała z nimi przy stole, ale zajmowała się głównie grzebaniem w talerzu. Od kilku miesięcy siedzi sama przy jakimś stoliku.
- W takim razie znajdziesz ją i przypilnujesz żeby zaczęła jeść. Ja zadzwonię do ojca.

Kolejny wybuch śmiechu a potem wszystko zaczęło blaknąć aż w końcu nastała całkowita ciemność. Dochodziły do mnie krzyki. Przerażenia? Zdziwienia? A może jednego i drugiego. Wiedziałam że ktoś mnie podniósł. Potem... to uczucie jakbym unosiła się w powietrzu... Czy w tej pustce było powietrze? Czy było tu cokolwiek oprócz... Pustki?
Nie, chyba nie.
Ból. Miałam ochotę krzyknąć, ale nie potrafiłam. I nie chciałam stracić resztki powietrza którą zatrzymałam w swoim organiźmie.

Coś... jakby woda naciskało na moje ciało niepozwalając mi się wynurzyć do miejsca w którym znów mogłabym nabrać życiodajnego powietrza. To uczucie... było okropne, ale było w nim coś co mi się spodobało.
Mogłabym tu żyć. Może w końcu moje oczy przyzwyczaiłyby się do tej ciemności. Zaczęłabym odkrywać ten nowy świat. A potem mogłabym wrócić i pokazać wszystkim co widziałam.
Pewnie bym tak zrobiła gdyby nie TEN cichutki głosik szepczący z tamtego świata do mojego ucha. Zaczęłam się wybudzać z tego snu. Towarzyszyło temu krztuszenie się czymś, jakimś płynem.
Ale Rose już tu nie było. Zabrali mi ją bo myśleli że tak będzie lepiej. Ale nie będzie. Nie mogę na to pozwolić.
Kolejny atak kaszlu i to przerażenie w oczach stojącej w drzwiach Emmanuelle.
Ale o co jej chodziło? Stop teraz moje źrenice również się rozszeżyły


- Co? Od kąd to obchodzi cię moje zdrowie?- zapytała przerwyają napad śmiechu i krztusząc się dymem.
- Wiesz... Pomyślałem że powinnaś trochę o siebie zadbać...
- Kpisz sobie ze mnie? Od pięciu miesięcy nie miałam żadnych objawów choroby która na szczęście maskuje używanie przeze mnie wszelkich niedozwolonych środków. Czuję się wspaniale. Niemal jak nowonarodzona.
- Jak chcesz mi i tak jest wszystko jedno, to nie moje życie.
Westchnęłam cicho.
- O własne też nie dbam lepiej.- prychnęłam.
- Ja nie choruje Caro więc dopiero mogę zachorować.
- A ja i tak kiedyś umrę wszystko mi jedno co to spowoduje.
- Każdy kiedyś umrze Caro.
- Zamknij się i nie marudź- westchnęłam i wetknęłam mu butelkę do ręki- Ja nigdy nie umrę. Zostanę piosenkarką albo gitarzystką. Wszyscy mnie zapamiętają.
- Życzę ci powodzenia biorąc pod uwagę twój styl życia to za sześć lat będziesz wyglądać jak Niko* przed swoją śmiercią. Tak też będzie brzmiał twój głos.
Kolejne prychnięcie.
- Mógłbyś zaoferować jakąś pomoc zamiast komentować. Potrzebuję gitary.
- I co? Mam ci ją kupić czy ukraść?- zapytał sarkastycznie cjłopak.
- Masz pomóc mi namówić ojca.- powiedziałam i odeszłam nucąc sobie "Mam przez ciebie obsesję
Nie wyzwolisz mnie z moich nawyków
Nigdy tobą nie będę, nienawidzę tego, że oddychasz
Więc zostaw mnie w spokoju, jestem nałogowcem"**
Na tyle głośno by chłopak mnie usłyszał.
Po czym ze śmiechem i śpiewem na ustach ruszyłam w stronę pustego domu.
- Zadzwoń do mnie wieczorem i daj odpowiedź. Ją będę mieć tą gitarę.

***

- Tatooo... Wychodzę. Dzisiaj jest to nocowanie u Jules o którym ci mówiłam tydzień
temu. Podeszłam od siedzącego na kanapie ojca ze słodkim uśmieszkiem.
- A kiedy wracasz? Może Cię podwieźć? - Jutro koło piątej. Będziemy przy okazji
robić ten plakat z biologii. No i nie musisz mnie podwozić. To kilka ulic z tąd.
- No niech będzie. Baw się dobrze i jakby co to zadzwoń.- uściskałam tatę i
pomachałam na porzegnanie po czym wybiegłam z domu wraz z satysfakcjonującą mgiełką
niedawno użytego kłamstwa unoszącą się za mną. Tak łatwo było oszukać ojca,
czasami miałam nawet ochotę zacząć się śmiać, ale musiałam się powstrzymać.
Dostrzegłam światła samochodu kilkanaście metrów dalej, tuż przy skrzyżowaniu.
Pobiegłam w tamtą stronę ile sił w nogach i natychmiast wpadłam do samochodu.
- Następnym razem nie będę tyle czekać.- mruknął kierowca odjeżdżając.
- Sorki ale mógłby się czegoś domyślić. Muszę dbać o szczegóły. Mam czas do jutra o
piątej jakby ktoś chciał wiedzieć. Muszę wtedy być bez śladu czegokolwiek.
- mruknęłam i zaczęłam zdejmować buty. Przy okazji skinęłam głową na przywitanie
kilku osobom które już były w samochodzie. W duchu śmiałam się z całej tej
sytuacji. No i zastanawiałam się co porabia moja siostra. Mój uśmiech zaczął się
zmieniać, przechodzić przez różne etapy ewolucji. Z wymuszonego zmienił się w
swobodny a potem stawał się coraz bardziej okrutny, prowokacyjny. Zmieniał się
tak jak ja się zmieniałam wychodząc z domu.

***

Zapomniałam już kim jestem. Miałam za wiele ról do odegrania w życiu. Teraz byłam
bezczelną dwunastolatką która ze starszymi znajomymi popija alkohol i pali
papierosy. Nie posunelismy się tylko do spróbowania narkotyków. Każdy zdawał sobie
sprawę że to już za dużo. Dziwiło mnie to że ci ludzie nie rozpoznawali we mnie
"małolaty" którą tak naprawdę byłam. Dla nich od początku byłam 15 a teraz
16- latką. Może żeczywiscie tak wyglądałam. Przez te wszystkie lata wypełnione
smutkiem po stracie bliskiej rodziny przestałam zwracać uwagę na wygląd. Byłam po
prostu niezwykle wysoką jak na swój wiek dziewczyną. Posiadałam też niesamowicie
długie i praktycznie czarne włosy. Moja skóra za to od paru lat już nie ujrzała
słońca. Podziwiana w szkole za trzymanie się ze starszymi klasami i bicie z
kolegami, z mocną pozycją na której mi nie zależało. Pozycją którą chciałam jak
najszybciej stracić. Zmuszałam się jednak do tolerowania osób którym żekomo na
mnie zależało. Udawałam że lubię ten świat choć w duchu wiedziałam że gdyby mama
nie wyjechała i nie zabrała Nicole to zapewne byłabym zupełnie inną osobą. A kiedy
już bym spotkała moją siostrę zaczęłabym się dostosowywać do niej. Tak by była
uśmiechnięta i zadowolona.
- Mamy niespodziankę.- z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie damski głos. Zauważyłam
że samochód się już zatrzymał. Nie znałam tego miejsca. Do moich uszu doszedł
odgłos gniecionego papieru i pojękiwania tak jakby ktoś podnosił coś cięrzkiego.
Doskonale znałam ten kształt.
- Nie musieliście...- jęknęłam cicho
- Ale dziękuje, to cudowny prezent.- uśmiechnęłam się słodko.
- Połowę kosztów pokrył twój ojciec. Oczywiście myśli że prezent dostaniesz u
Jules i to ona i jej kolerzanki zapłaciły resztę.
- A prawda jest taka że...?- uniosłam lekko brew i zajęłam się zdejmowaniem
papieru.
- Kupiliśmy ją na 50% wyprzedaży- moi znajomi wyszczeżyli się jak jacyś idioci.
No dobra, nie łączyły nas tylko nałogowe spotkania. Ci ludzie wiedzieli o mnie
więcej niż ktokolwiek inny. Tak samo jak ja o nich.
- Mogłam się tego domyślić.- zaczęłam podziwiać swoją pierwszą, nalerzącą tylko i
wyłącznie do mnie, gitarę
- Teraz powinnam nauczyć się lepiej grać.
- Daj spokój kiedy poznaliśmy cię rok temu grałaś świetnie. Wszyscy wiemy jak dużo
czasu poświęcałaś na grę...
- No właśnie, poświęcałam. Ale już tego nie robię. Powinnam sobie to wszystko
przypomnieć, kontynuować naukę...- uśmiechnęłam się sama do siebie i rzartobliwie
szturchnęłam siedzącego koło mnie chłopaka.
- Mówiłam ci że będę grać na gitarze?- zapytałam nawiązując do naszej rozmowy
sprzed kilku dni.
- A zgadnij dzięki komu stałaś się jej posiadaczką? Zaśmiałam się i złorzyłam
pocałunek na czubku jego głowy drgającymi od powstrzymywanego śmiechu.
- Dobra koniec zabawy. Przypomnimy ci jak się gra na gitarze moja droga.
Teraz wychodzimy!
Odezwał się nasz kierowca czyli jedyna osoba odpowiedzialna za nas w tym gronie.
Niechodzi tylko o to że jest parę lat starszy ale teź oto że to on jest tu szefem
czy jak niektórzy mawiają samcem alfa. Nadawał się do tej "roboty" jak nikt inny.
Szczególnie że na codzień w towarzystwie zaufanych osób, zachowuje się chyba
najmniej powstanie. Oczywiście miewa momenty skupienia i powagi ale ujawniają się
one naprawdę bardzo żadko.
***
*Niko- pewna piosenkarka. Fanką nie jestem, ale skojarzyło mi się z opisem w "Pierwszej Miłości" autorstwa Francine Prose.
**Fragment piosenki The Pretty Reckless "Panic". Ta sama piosenka leci w tle jeśli oczywiście ją puściliście.

No cóż, nareszcie udało mi się napisać ten rozdział. Chciałam żeby tym razem było w nim jak najmniej... psychiczności. Niestety nie udało się.
Dziękuję za muzyczną inspirację (cocorosie dzięki mojemu tacie The Pretty Reckless dzięki codziennemu rytuałowi słuchania rano muzyki).
Tymczasem pierwsza część "Miasta..." kończy się już niedługo. Na czas kiedy będę pisać nowe rozdziały do drugiej części postanowiłam przedstawić coś nowego co zaczęłam pisać wczoraj wieczorem a nad czym myślałam już jakiś czas. Kolejny raz wymyślam niestworzone rzeczy i istoty. Tym razem pojawi się również moja ulubiona...Psychiczność <3
No cóż. Ślicznie proszę o pozostawanie po sobie komentarzy a tym bardziej obserwowanie bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz