Kiedy tak siedzieli i rozmawiali chłopak patrzył się prosto w jej oczy. Było w nich coś co przyciągało wzrok rozmawiającego, a kiedy już rozmówca spojrzał w te oczy nie mógł od nich oderwać oczu.
Wydawało mu się że za każdym, nawet najdrobniejszym ruchem głowy, kolor tęczówek dziewczyny zmieniał się z jednego odcienia niebieskiego na drugi.
Na pierwszy rzut oka wyglądała na taką radosną, pełną życia osobę. Nie mógł zrozumieć dlaczego tu trafiła skoro jest taka...szczęśliwa.
Ale później jej się przyjrzał i zrozumiał. Kiedy dziewczyna na chwilę przestawała się śmiać lub uśmiechać znikała maska radości. Piękne niebieskie oczy stawały się mroczne. Bez życia.
Ciało które wyglądało na normalne było wychudzone do tego stopnia że Flavia przypominała mu jedną z anorektyczek która często przechodziła jego korytarzem.
Sposób w jaki siedziała na łóżku wydał mu się naturalny. Dopiero teraz zauważył że kończyny są tak powykręcane żeby ją broniły przed zewnętrznym światem.
Zrozumiał jak trudno będzie mu zdobyć zaufanie dziewczyny i nawet nie wiedział czy wytrzyma to psychicznie.
- Musisz udawać? Musisz być pozerką?- zapytał jakby od niechcenia przerywając jej w połowie zdania.
- Nie udaję, nie jestem pozerką. Dzisiaj pierwszy raz od wielu lat się zaśmiałam prawdziwym śmiechem. Pierwszy raz mój uśmiech nie był udawany. A ty twierdzisz że jestem pozerką? Może i jestem ale nie w tej chwili.
- Przepraszam ale wszystko, każdy twój ruch, nawet... twój wygląd, wskazują na to że udajesz.- chłopak lekko speszony spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę.
- W czasie ostatniego tygodnia moje życie się zmieniło. Niestety nie na lepsze. Nie wiem jak ty ale ja się wybieram na śniadanie.- rzuciła zmieniając temat i wstając z materaca. Ruszyła powoli w stronę drzwi- Sama tam nie dojdę, nie znam drogi- ponagliła chłopaka stojąc w drzwiach.
Kiedy na nią spojrzał od razu wiedział jak bardzo starała się powstrzymać. Przywołał uśmiech i podszedł do niej.
- Z chęcią cię zaprowadzę Bliss- rzucił cicho otwierając drzwi.
- Bliss? Dlaczego mnie tak nazwałeś? Chyba wiesz że nazywam się...- chłopak położył jej dłoń na ustach nie pozwalając dalej mówić.
- Według mnie Bliss bardziej do ciebie pasuje. Zamierzam tak do ciebie mówić i nic mi w tym nie przeszkodzi.- chłopak się uśmiechnął i ruchem ręki popędził by wyszła już na korytarz.
- Niech ci będzie... - brunetka na chwilę zamilkła i ruszyła przed siebie- Alexie?
- To moje drugie imię więc nie będzie mi to przeszkadzać- chłopak kolejny raz się uśmiechnął, tym razem jeszcze szerzej. Chociaż wydawało to się niemożliwe. No i przecież to jest szpital psychiatryczny! Ci ludzie powinni być przybici i w stanie głębokiej depresji. Dziewczyna nawet nie zauważyła że ostatnie zdanie powiedziała głośno. Alex spojrzał na nią i się roześmiał. Brunetka nigdy nie słyszała bardziej zaraźliwego śmiechu jednak teraz wcale nie było jej do śmiechu.
- Jeśli wolisz przebywać w towarzystwie tak zwanych „Zombiaków” to porozmawiaj o tym z Clair. Może i te dzieciaki trafiły tu z pewnych przyczyn i prawdopodobnie nie powinniśmy być tacy roześmiani, ale ten problem zazwyczaj dotyczy tylko środowiska zewnętrznego. Tu otrzymaliśmy pełną akceptację na start. To coś w rodzaju drugiego życia. Mamy szansę by zacząć wszystko od początku. Nauczyć się od nowa żyć bez tych uczuć i zachowań przez które tu jesteśmy. To słowa mojego, a teraz już naszego, doktora.
Pokiwałam głową na znak że rozumiem po czym oboje zamilkliśmy. Tym razem cisza mi już nie przeszkadzała. Teraz wydawała się pełna dźwięków. Nareszcie.
***
W jadalni panował gwar. Wszyscy przy swoich stolikach się śmiali i rozmawiali. Tak było też przy moim. Jadłam owsiankę która pierwszy raz w życiu mi smakowała. Zawsze myślałam że wszystko w szpitalach psychiatrycznych, czy jakichkolwiek innych, jest ponure a pacjenci wyprani ze wszelkich uczuć i niechętni do rozmowy. Teraz już tak nie myślałam. Wszyscy tu byli weseli i mili.
Czułam się jak w domu po raz pierwszy od tak długiego czasu. Przypomniała mi się atmosfera która zawsze panowała w całym domu i o każdej porze. O dziwo wcale nie chciało mi się płakać. Zaczęłam się śmiać razem z wszystkimi. Chwilę później w najlepsze gawędziłam sobie z nowymi znajomymi. Tak, to było dziwne, ale przecież świat jest pełen świrów*. Czułam na sobie intensywne spojrzenie przynajmniej dwóch osób i chociaż nie mogłam już tego wytrzymać, ignorowałam to.
Kolejny raz w moim życiu przybrałam pozę. Kolejny raz zignorowałam rzeczywistość i stworzyłam własną, niby taką samą a jednak tak inną.
Przed moimi oczami rozgrywała się właśnie codzienna scenka ze szkolnej stołówki. Zaraz miał zabrzmieć dzwonek wzywający uczniów do ich klas na lekcje. Ja wraz z moimi nowymi znajomymi miałam się z nich zerwać. Choć prawda była taka że nasze lekcje zostały odwołane z powodu nieobecności nauczyciela. Bałam się ich i cieszyłam że na razie nie będzie mi dane w nich uczestniczyć.
***
Drobna blondynka wpatrywała się pustym, zaszklonym wzrokiem w okno. Widziała w oddali zarys pewnego budynku. Miejsca gdzie była teraz bliska dla niej osoba. Czyjaś zadbana dłoń oparła się delikatnie na jej ramieniu. Poczuła ukłucie bólu na pewne wspomnienie ale starała się je ignorować.
- Coś się stało Rose?- odezwała się kobieta tym swoim denerwująco jedwabistym głosem. Dziewczynka zamrugała kilka razy i jej spojrzenie powędrowało na Emmanuelle.
- Śliczny widoczek. Chciałam go zapamiętać i spróbować namalować na zajęciach z plastyki jutro. Myślisz że to dobry pomysł? Jest dobry prawda?- wyszczebiotała naiwnie dziecinnym głosem który wcale nie pasował do dziewięcioletniej dziewczynki a mimo to wszyscy się na niego nabierali. Kolejny raz postanowiła udawać dziecko które nic nie rozumie. Kogoś kto nie rozumie czym jest bezpowrotna strata babci, matki i pewnie też siostry choć co do tego zdania wciąż były podzielone.
- To świetny pomysł Rosie. Ale teraz zapraszam cię na obiad.- kobieta się uśmiechnęła i przepuściła dziewczynkę w drodze do drzwi.
***
Pamiętam ten dzień. To było dokładnie sześć lat temu. Sześć lat bez kilku tak ważnych osób. Skuliłam się na kanapie obok taty i kontynuowałam oglądanie jakiegoś horroru na którego obejrzenie tak bardzo nalegał że musiałam odpuścić. Gdyby to nie był on na pewno bym tego nie zrobiła. Ale on przeżył to co ja. W tym samym momencie. Jego ból był moim bólem. Więc musiałam na chwilę zaprzestać tworzenia skandali z moim udziałem.
Bałam się, naprawdę się bałam. Ten film tak inny a tak podobny do tamtych wydarzeń. Tak mocno się skupiałam na odpychaniu wspomnień.
W końcu. Odwróciłam wzrok i zaczęłam się wpatrywać w drobne ranki na przedramieniu. Zawsze kiedy tata je zauważał mówiłam że to kot mnie podrapał co mogło być prawdą w stu procentach. On drapał wszystkich. Zaczynając od gości kończąc na nas. Jednak ja zawsze starałam się te drobne nacięcia ukryć. Jeśli nie przed tatą to chociaż przed samą sobą.
Zapadła cisza. Wbiłam wzrok w telewizor na którym akcja tak nagle się zatrzymała w całkowitym bezruchu.
- Coś się stało Caro?- usłyszałam głos który już kiedyś słyszałam. Byłam tego pewna że wiedziałam do kogo należy. To głos taty zanim... no właśnie. Nie chcę o tym myśleć.
- Nie. Nic. Ja... Po prostu jestem zmęczona. Zasnę już.- odpowiedziałam głosem jeszcze bardziej zachrypniętym niż zazwyczaj.
- Idź do łóżka. Obejrzę ten film do końca i przyjdę do ciebie.- mężczyzna poklepał ją delikatnie po kościstym udzie. Ten delikatny ruch sprawiał wrażenie ostrożnego. Zupełnie jakby myślał że może mi w ten sposób złamać nogę. Przez chwilę miałam ochotę prychnąć.
- Poczekam na ciebie. To nasz wieczór. W razie czego, obudź mnie.- spróbowała się uśmiechnąć jednak nie wyszło jej to zbyt dobrze. Wbiła wzrok w telewizor i udawała że ogląda film. Tymczasem po jej policzkach spływały strumienie łez. Zaczęła się nawet zastanawiać dlaczego wszystko w pokoju nie unosi się na słonym morzu łez.
***
Moje spojrzenie skierowane było gdzieś daleko. Nie obejmowało tego co było koło mnie, a wydawało się że sięga aż za mury szpitala. Kiedy tak się wpatrywałam, czekałam na kolejne pytanie. Tak teraz była moja kolej i prawdę mówiąc bałam się pytania.
-Eee. Może powiedz coś o swojej rodzinie?- usłyszałam w końcu niepewne pytanie. Zamrugałam kilka razy żeby powrócić do rzeczywistości.
- Podobno mówimy tu o tym tylko jeśli chcemy...- zaczęłam jednak mi przerwano.
- Chodzi mi po prostu o pytanie typu „Masz rodzeństwo? Jeśli tak to ile i jak się nazywa.” Rozumiesz? Może przy okazji zmienimy zasady gry. Wszyscy odpowiadają na to samo pytanie po czym kolejna osoba się zadaje pytanie dla wszystkich i tak w kółko.
- Mam siostrę, Rose.- odparłam przy okazji wyrażając zgodę na ten pomysł. Poczułam ukłucie w sercu na myśl o siostrze. Byłam pewna że teraz to ona zostanie rodzinną aktorką.
- Nie wiem czy można to uznać za rodzeństwo, ale mam przybranego brata i siostrę. Imion nie będę mówił, są dość długie.- głos Alexa przebił się przez wszystkie myśli które właśnie zawładnęły moimi myślami. Jednak to wcale mi nie pomogło. Myśli zamiast się uciszyć stały się jeszcze głośniejsze. Przeprosiłam wszystkich i poszłam do łazienki.
***
- Dzwoniła ta miła pielęgniarka. Z Flavią wszystko dobrze. Nawet się z kimś dzisiaj zaprzyjaźniła.- oświadczyła Emmanuelle kiedy całą rodziną siedzieli wieczorem przy kominku. Mała dziewczynka zmusiła się do uśmiechu.
Ona nie wróci, nie teraz kiedy się z kimś zaprzyjaźniła.
Bo prawda była taka że wolałaby żeby siostra nadal pozostała nieprzytomna a jej życie niepewne.
Dziewczynka niezdarnie wstała i się przeciągnęła.
- Jestem trochę śpiąca. Pójdę już do łóżka- oznajmiła zostawiając dorosłych samych ze swoimi sprawami.
***
*Słowa siostry mojej siostry która moją siostrą nie jest. Tak wiem, poplątane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz