Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział 4 (Między Kartkami Wspomnień)

W domu panowała kompletna cisza. Głównie dlatego że wszyscy siedzieli w swoich pokojach a ściany budynku były wyjątkowo grube.
Siedziałam skulona na łóżku i wpatrywałam się w swoje przedramię po którym spływały stróżki krwi.Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju pomyślałby że po prostu płaczę. To byłoby właściwe zachowanie, w końcu zaraz miałam jechać na pogrzeb mojej mamy i babci.
Wszystko co widziałam rozglądając się dookoła było dziwnie wykrzywione i mroczne. Kiedy więc dostrzegłam jakąś drobną postać stojącą w drzwiach pomyślałam że to potwór.
- Flav...Musimy już jechać.
Ten głos...On nie pasował do potwora...
Postać podeszła bliżej.
- Flav? Wszystko w porządku?
Odskoczyłam w dalszy kont łóżka i wpatrywałam się w postać. Tak bardzo przypominała mi Rose...I jeszcze nazywała mnie tak jak ona.
- Tato! Chodź tutaj! Szybko!- dziewczynka wybiegła z pokoju i zaczęła krzyczeć. Chwilę później w drzwiach mojego pokoju, albo pomieszczenia które było podobne, pojawił się mężczyzna. Znałam go... Przypominał mi tatę.
Zmęczenie na jego twarzy ustąpiło strachowi i zdziwieniu.
- Flavia? Boże co ci się stało kochanie?- mężczyzna który przypominał tatę podbiegł do mojego łóżka.- Rose poproś Emm żeby zadzwoniła do najbliższego szpitala. Przecież ona się może wykrwawić...- mężczyzna otoczył mnie silnym ramieniem w znajomym uścisku i zaczął szeptać „Wszystko będzie dobrze” jakby to była jakaś mantra. Ale ja wiedziałam że już nic nie będzie dobrze. Byłam tego pewna.
Moim pierwszym odruchem na przytulanie było odepchnięcie taty, ale po chwili zdałam sobie sprawę że już mi wszystko jedno. W żaden sposób nie reagowałam na bliskość ojca ani na jego szeptanie.
Prawdę mówiąc niedługo po tym zasnęłam zbyt zmęczona tym wszystkim co działo się wokół mnie. Nie pojmowałam po co tyle zamieszania.

***

Obudziłam się w nieznanym pokoju. Jedyne z czego zdawałam sobie sprawę to czystość która mnie otaczała. Po pokoju krzątała się jakaś młoda kobieta. Pielęgniarka. Zdałam sobie sprawę jak bardzo wysuszone mam gardło kiedy spróbowałam zwrócić jej uwagę.
- Przepraszam- wychrypiałam- Proszę pani? Mogłabym dostać coś do picia?- kobieta natychmiast spojrzała na mnie.
- Oczywiście. Masz jakieś specjalne życzenia?- zapytała odwracając się w moją stronę
- Po prostu chciałabym się czegoś napić...
Kobieta pośpiesznie wyszła z pomieszczenia i zniknęła mi z pola widzenia. Rozejrzałam się po pokoju. Nie był on całkiem biały jak w szpitalu. Ściany były kolorowe i były tu zwyczajne meble. Koło łóżka nie stały żadne maszyny jedyne co odróżniało ten pokój od zwykłego pomieszczenia były kraty w oknach i ta pielęgniarka.
- Dziwne.- powiedziała kobieta kiedy już wróciła z dzbankiem wody- Zazwyczaj pacjenci którzy się tu budzą pytają najpierw gdzie są. Dopiero później proszą o coś do picia.
- Zapytałabym się wcześniej ale miałam całkiem wysuszone gardło...-odpowiedziałam kiedy już wypiłam szklankę wody.
-To zrozumiałe. Licząc twój pobyt w szpitalu leżałaś tak prawie trzy dni.
- A gdzie teraz jestem?- zapytałam między kolejnymi łykami. Przez cały czas z trudem przyjmowałam spokojny ton i niewzruszony wyraz twarzy.
- W szpitalu psychiatrycznym. Przez to co sobie zrobiłaś. Masz jedenaście lat a prawie popełniłaś samobójstwo. To... no cóż nietypowy przypadek. Mamy oczywiście pacjentów w twoim wieku a nawet młodszych, ale niewiele z nich trafiło tu z tego powodu. Hmm...Twój lekarz prosił mnie żebym zadała ci kilka pytań.- rzuciła by zmienić temat- Możemy zaczynać? Nie zadam ci wszystkich naraz tylko będę ci je zadawać co jakiś czas, dobrze?
- Tak, tak myślę. Możemy zaczynać.- usiadłam wygodniej na łóżku i czekałam na zadane pytanie.
- Doktor Martin na początku chciałby wiedzieć od jak dawna to się dzieje.- pielęgniarka niepewnie na mnie spojrzała. Posłałam jej smutny uśmiech.
- Ja... Myślałam że to się zaczęło ponad tydzień temu... Ale mama przed śmiercią...Powiedziała mi że kiedy dwa lata temu rozeszli się z tatą robiła mi jakieś badania... W sumie to nie wiem kiedy to się zaczęło. Mogło się zacząć jeszcze na długo przed tymi badaniami, prawda?- nagle przerwałam i spojrzałam na kobietę. Ona również na mnie spojrzała ze współczuciem w oczach.
- Musiałaś mieć straszne dzieciństwo...
-Nie to moja siostra miała straszne dzieciństwo. Miała siedem lat kiedy rodzice się rozeszli. Ja miałam dziewięć. Ja...może nie byłam wtedy nie wiadomo jak dorosła ale na pewno nie był to dla mnie taki szok jak dla niej. Może teraz tego nie czuje ale za kilka lat... Ja się już przyzwyczaiłam do odrzucenia. Kiedy Rose przyszła na świat ja miałam dwa latka. Wszystko się wtedy zmieniło. Zostałam odepchnięta na dalszy plan. Kiedy jeszcze w szpitalu patrzyłam jak ją do siebie przytulają...Poczułam wtedy jakby jakaś część mnie po prostu umarła.- nagle przerwałam.- Nie powinnam była tego mówić...
- Nie. To bardzo ważna informacja. Niestety muszę już iść, zaraz zaczyna się śniadanie i muszę pomóc w przygotowaniach...
- Śniadanie?- teraz dopiero zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem głodna.- Chyba też powinnam na nie pójść prawda?
- Zazwyczaj pacjenci idą na śniadanie dopiero drugiego dnia lub później, ale skoro czujesz się na siłach to skontaktuję się z twoim lekarzem. Zaraz do ciebie wrócę. Myślę że powinnaś zacząć się już przygotowywać.- pielęgniarka uśmiechnęła się serdecznie i wyszła z pokoju.
Podeszłam do drzwi które na pewno nie były drzwiami wyjściowymi. Okazało się że za nimi jest łazienka a w środku moje rzeczy.
Kiedy kobieta wróciła zdążyłam już wziąć prysznic, umyć zęby i doprowadzić włosy do jako takiego porządku.
- Zgodził się. Możesz zjeść śniadanie razem ze wszystkimi ale muszę być koło ciebie żebyś mogła mnie zawołać w miarę potrzeby. Ubieraj się, poczekam na ciebie przy drzwiach a później zapoznam cię z chociaż jedną osobą żebyś miała z kim usiąść. Ja w tym czasie pomogę przy śniadaniu.
Skinęłam głową i rozejrzałam się po pokoju szukając jakiś ubrań.
- Wszystko jest w tej szafie- kobieta otworzyła przede mną szafę ukazując jej bogatą zawartość po czym wyszła. Założyłam to co zwykle o tej porze roku czyli jeansy, t-shirt i sweter. Zresztą nie miałam nastroju do grzebania w ciuchach.
Pięć minut później przemierzałam już korytarze szpitala.
- To tu.- powiedziała pielęgniarka. Zastukała do drzwi i kiedy usłyszała „proszę” otworzyła je.- Co tam u ciebie Simon- zapytała wchodząc. Ja niepewnie przekroczyłam za nią próg pokoju.- Ach. Poznaj Flavię. Jest tu nowa i jedyną osobą którą do tej pory tu poznała jestem ja. Flavio, to jest Simon. W każdym razie mam nadzieję że możesz się nią zaopiekować i po śniadaniu oprowadzić. Ja niestety mam dość napięty grafik.- uśmiechnęła się do nas.- No cóż ja muszę już iść. Zobaczymy się na śniadaniu...
- Clair?- rzucił chłopak kiedy pielęgniarka już wychodziła- U mnie wszystko w porządku. Oczywiście zajmę się Flavią i do zobaczenia.- odpowiedział na jej serdeczny uśmiech i pozwolił jej wyjść.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły zapanowała niezręczna cisza.
- Miło cię poznać- rzuciłam trochę od niechcenia a trochę dlatego że ta cisza mnie już denerwowała.
- Ciebie również. Może podejdziesz bliżej? Śniadanie zaczyna się dopiero za pół godziny więc spokojnie możemy trochę porozmawiać. Jestem Simon Larbalestier.
Przedstawił mi się kiedy ja podchodziłam do łóżka .
- Siadaj- rzucił niedbale- no chyba że chcesz stać...to inna sprawa. Opowiem ci może o regułach które tu panują. Jeśli chodzi o wszystkich pacjentów to jest jedna ważna reguła. Nie pytamy się z jakiego powodu tu są. Jeśli ktoś zechce nam opowiedzieć swoją historię to jej słuchamy ale nie reagujemy wymuszonymi słowami i gestami. Mówimy co sądzimy i tyle.
- Są jeszcze jakieś inne reguły o których powinnam wiedzieć?- zapytałam.
- Jeśli są to na pewno się o nich dowiesz. To jest główna reguła i ona powinna ci wystarczyć. Chyba że chodzi o odpowiedzi na pytania. Jeśli nie chcesz na jakieś odpowiedzieć to po prostu to mówisz a nie używasz pokrętnych odpowiedzi.
- Czyli mogę cię na przykład zapytać skąd pochodzisz, jaka jest twoja ulubiona książka i o różne inne nieważne sprawy?
- One nie są nieważne. Są po prostu mniej ważne niż inne ale często to one kształtują czyjś charakter.
- Wyglądasz na osobę w moim wieku ale mówisz jak...
- Jak dorosły? Całkiem to możliwe. Nie wiem ile ty masz lat ale ja mam jedenaście, jak większość pacjentów doktora Martina. Mam odpowiedzieć na wcześniejsze dwa pytania?
- Tak, może to nam urozmaici czekanie- uśmiechnęłam się. Wciąż czułam się niepewnie w jego towarzystwie choć czułam cienką nić porozumienia między nami.
- No więc urodziłem się w Ameryce. Jakiś kilometr od Nowego Jorku gdyż moja rodzina nigdy nie przepadała za zgiełkiem tego miasta. Do Francji wprowadziliśmy się kilka miesięcy później by zamieszkać blisko rodziny mamy. Co do drugiego pytania... to nie mam ulubionej książki. Może są takie do których lubię wracać lub takie które po prostu mi się spodobały ale nie wyróżniam tej ulubionej. No to teraz kolej na ciebie,, odpowiadasz na te same pytania co ja.

-Ehm...Mam jedenaście lat, tak jak ty.- zaczęłam niepewnie- Urodziłam się w Wenecji a do Paryża przyjeżdżam co roku na jesień i zimę. Dzięki temu pół roku jesteśmy w mieście taty a pół roku w mamy. Ulubiona książka... Hmm, żeby jakąś wskazać musiałabym najpierw przeczytać wszystkie jakie kiedykolwiek napisano- uśmiechnęłam się.
- Kolejne pytanie do mnie?- zapytał patrząc w zamyśleniu prosto przed siebie.
- Mam inny pomysł. Za pięć minut jest śniadanie. Może wszystkie pytania zostawimy na później i no nie wiem zagramy w coś w rodzaju butelki?
- Ok, może dołączą się do nas też inne osoby... Kilku moich bliższych znajomych stąd.- zasugerował chłopak wstając z łóżka
- Jasne. Myślę że to dobry pomysł- odpowiedziałam podążając za nim w stronę drzwi. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Dzięki tej krótkiej rozmowie wszystko w mojej głowie uspokoiło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czułam się jakby w mojej głowie szalało tornado i nagle wszystko się uciszyło. Tyle że coś mi mówiło że to tylko cisza przed burzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz