W domu panowała kompletna cisza. Głównie dlatego że wszyscy siedzieli w swoich pokojach a ściany budynku były wyjątkowo grube.
Siedziałam
skulona na łóżku i wpatrywałam się w swoje przedramię po którym
spływały stróżki krwi.Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju pomyślałby że po
prostu płaczę. To byłoby właściwe zachowanie, w końcu zaraz miałam
jechać na pogrzeb mojej mamy i babci.
Wszystko
co widziałam rozglądając się dookoła było dziwnie wykrzywione i
mroczne. Kiedy więc dostrzegłam jakąś drobną postać stojącą w drzwiach
pomyślałam że to potwór.
- Flav...Musimy już jechać.
Ten głos...On nie pasował do potwora...
Postać podeszła bliżej.
- Flav? Wszystko w porządku?
Odskoczyłam
w dalszy kont łóżka i wpatrywałam się w postać. Tak bardzo przypominała
mi Rose...I jeszcze nazywała mnie tak jak ona.
-
Tato! Chodź tutaj! Szybko!- dziewczynka wybiegła z pokoju i zaczęła
krzyczeć. Chwilę później w drzwiach mojego pokoju, albo pomieszczenia
które było podobne, pojawił się mężczyzna. Znałam go... Przypominał mi
tatę.
Zmęczenie na jego twarzy ustąpiło strachowi i zdziwieniu.
-
Flavia? Boże co ci się stało kochanie?- mężczyzna który przypominał
tatę podbiegł do mojego łóżka.- Rose poproś Emm żeby zadzwoniła do
najbliższego szpitala. Przecież ona się może wykrwawić...- mężczyzna
otoczył mnie silnym ramieniem w znajomym uścisku i zaczął szeptać
„Wszystko będzie dobrze” jakby to była jakaś mantra. Ale ja wiedziałam
że już nic nie będzie dobrze. Byłam tego pewna.
Moim
pierwszym odruchem na przytulanie było odepchnięcie taty, ale po chwili
zdałam sobie sprawę że już mi wszystko jedno. W żaden sposób nie
reagowałam na bliskość ojca ani na jego szeptanie.
Prawdę
mówiąc niedługo po tym zasnęłam zbyt zmęczona tym wszystkim co działo
się wokół mnie. Nie pojmowałam po co tyle zamieszania.
***
Obudziłam
się w nieznanym pokoju. Jedyne z czego zdawałam sobie sprawę to
czystość która mnie otaczała. Po pokoju krzątała się jakaś młoda
kobieta. Pielęgniarka. Zdałam sobie sprawę jak bardzo wysuszone mam
gardło kiedy spróbowałam zwrócić jej uwagę.
- Przepraszam- wychrypiałam- Proszę pani? Mogłabym dostać coś do picia?- kobieta natychmiast spojrzała na mnie.
- Oczywiście. Masz jakieś specjalne życzenia?- zapytała odwracając się w moją stronę
- Po prostu chciałabym się czegoś napić...
Kobieta
pośpiesznie wyszła z pomieszczenia i zniknęła mi z pola widzenia.
Rozejrzałam się po pokoju. Nie był on całkiem biały jak w szpitalu.
Ściany były kolorowe i były tu zwyczajne meble. Koło łóżka nie stały
żadne maszyny jedyne co odróżniało ten pokój od zwykłego pomieszczenia
były kraty w oknach i ta pielęgniarka.
-
Dziwne.- powiedziała kobieta kiedy już wróciła z dzbankiem wody-
Zazwyczaj pacjenci którzy się tu budzą pytają najpierw gdzie są. Dopiero
później proszą o coś do picia.
- Zapytałabym się wcześniej ale miałam całkiem wysuszone gardło...-odpowiedziałam kiedy już wypiłam szklankę wody.
-To zrozumiałe. Licząc twój pobyt w szpitalu leżałaś tak prawie trzy dni.
-
A gdzie teraz jestem?- zapytałam między kolejnymi łykami. Przez cały
czas z trudem przyjmowałam spokojny ton i niewzruszony wyraz twarzy.
-
W szpitalu psychiatrycznym. Przez to co sobie zrobiłaś. Masz jedenaście
lat a prawie popełniłaś samobójstwo. To... no cóż nietypowy przypadek.
Mamy oczywiście pacjentów w twoim wieku a nawet młodszych, ale niewiele z
nich trafiło tu z tego powodu. Hmm...Twój lekarz prosił mnie żebym
zadała ci kilka pytań.- rzuciła by zmienić temat- Możemy zaczynać? Nie
zadam ci wszystkich naraz tylko będę ci je zadawać co jakiś czas,
dobrze?
- Tak, tak myślę. Możemy zaczynać.- usiadłam wygodniej na łóżku i czekałam na zadane pytanie.
-
Doktor Martin na początku chciałby wiedzieć od jak dawna to się
dzieje.- pielęgniarka niepewnie na mnie spojrzała. Posłałam jej smutny
uśmiech.
-
Ja... Myślałam że to się zaczęło ponad tydzień temu... Ale mama przed
śmiercią...Powiedziała mi że kiedy dwa lata temu rozeszli się z tatą
robiła mi jakieś badania... W sumie to nie wiem kiedy to się zaczęło.
Mogło się zacząć jeszcze na długo przed tymi badaniami, prawda?- nagle
przerwałam i spojrzałam na kobietę. Ona również na mnie spojrzała ze
współczuciem w oczach.
- Musiałaś mieć straszne dzieciństwo...
-Nie
to moja siostra miała straszne dzieciństwo. Miała siedem lat kiedy
rodzice się rozeszli. Ja miałam dziewięć. Ja...może nie byłam wtedy nie
wiadomo jak dorosła ale na pewno nie był to dla mnie taki szok jak dla
niej. Może teraz tego nie czuje ale za kilka lat... Ja się już
przyzwyczaiłam do odrzucenia. Kiedy Rose przyszła na świat ja miałam
dwa latka. Wszystko się wtedy zmieniło. Zostałam odepchnięta na dalszy
plan. Kiedy jeszcze w szpitalu patrzyłam jak ją do siebie
przytulają...Poczułam wtedy jakby jakaś część mnie po prostu umarła.-
nagle przerwałam.- Nie powinnam była tego mówić...
- Nie. To bardzo ważna informacja. Niestety muszę już iść, zaraz zaczyna się śniadanie i muszę pomóc w przygotowaniach...
- Śniadanie?- teraz dopiero zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem głodna.- Chyba też powinnam na nie pójść prawda?
-
Zazwyczaj pacjenci idą na śniadanie dopiero drugiego dnia lub później,
ale skoro czujesz się na siłach to skontaktuję się z twoim lekarzem.
Zaraz do ciebie wrócę. Myślę że powinnaś zacząć się już przygotowywać.-
pielęgniarka uśmiechnęła się serdecznie i wyszła z pokoju.
Podeszłam do drzwi które na pewno nie były drzwiami wyjściowymi. Okazało się że za nimi jest łazienka a w środku moje rzeczy.
Kiedy kobieta wróciła zdążyłam już wziąć prysznic, umyć zęby i doprowadzić włosy do jako takiego porządku.
-
Zgodził się. Możesz zjeść śniadanie razem ze wszystkimi ale muszę być
koło ciebie żebyś mogła mnie zawołać w miarę potrzeby. Ubieraj się,
poczekam na ciebie przy drzwiach a później zapoznam cię z chociaż jedną
osobą żebyś miała z kim usiąść. Ja w tym czasie pomogę przy śniadaniu.
Skinęłam głową i rozejrzałam się po pokoju szukając jakiś ubrań.
-
Wszystko jest w tej szafie- kobieta otworzyła przede mną szafę ukazując
jej bogatą zawartość po czym wyszła. Założyłam to co zwykle o tej porze
roku czyli jeansy, t-shirt i sweter. Zresztą nie miałam nastroju do
grzebania w ciuchach.
Pięć minut później przemierzałam już korytarze szpitala.
-
To tu.- powiedziała pielęgniarka. Zastukała do drzwi i kiedy usłyszała
„proszę” otworzyła je.- Co tam u ciebie Simon- zapytała wchodząc. Ja
niepewnie przekroczyłam za nią próg pokoju.- Ach. Poznaj Flavię. Jest tu
nowa i jedyną osobą którą do tej pory tu poznała jestem ja. Flavio, to
jest Simon. W każdym razie mam nadzieję że możesz się nią zaopiekować i
po śniadaniu oprowadzić. Ja niestety mam dość napięty grafik.-
uśmiechnęła się do nas.- No cóż ja muszę już iść. Zobaczymy się na
śniadaniu...
-
Clair?- rzucił chłopak kiedy pielęgniarka już wychodziła- U mnie
wszystko w porządku. Oczywiście zajmę się Flavią i do zobaczenia.-
odpowiedział na jej serdeczny uśmiech i pozwolił jej wyjść.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły zapanowała niezręczna cisza.
- Miło cię poznać- rzuciłam trochę od niechcenia a trochę dlatego że ta cisza mnie już denerwowała.
-
Ciebie również. Może podejdziesz bliżej? Śniadanie zaczyna się dopiero
za pół godziny więc spokojnie możemy trochę porozmawiać. Jestem Simon
Larbalestier.
Przedstawił mi się kiedy ja podchodziłam do łóżka .
-
Siadaj- rzucił niedbale- no chyba że chcesz stać...to inna sprawa.
Opowiem ci może o regułach które tu panują. Jeśli chodzi o wszystkich
pacjentów to jest jedna ważna reguła. Nie pytamy się z jakiego powodu tu
są. Jeśli ktoś zechce nam opowiedzieć swoją historię to jej słuchamy
ale nie reagujemy wymuszonymi słowami i gestami. Mówimy co sądzimy i
tyle.
- Są jeszcze jakieś inne reguły o których powinnam wiedzieć?- zapytałam.
-
Jeśli są to na pewno się o nich dowiesz. To jest główna reguła i ona
powinna ci wystarczyć. Chyba że chodzi o odpowiedzi na pytania. Jeśli
nie chcesz na jakieś odpowiedzieć to po prostu to mówisz a nie używasz
pokrętnych odpowiedzi.
- Czyli mogę cię na przykład zapytać skąd pochodzisz, jaka jest twoja ulubiona książka i o różne inne nieważne sprawy?
- One nie są nieważne. Są po prostu mniej ważne niż inne ale często to one kształtują czyjś charakter.
- Wyglądasz na osobę w moim wieku ale mówisz jak...
-
Jak dorosły? Całkiem to możliwe. Nie wiem ile ty masz lat ale ja mam
jedenaście, jak większość pacjentów doktora Martina. Mam odpowiedzieć na
wcześniejsze dwa pytania?
-
Tak, może to nam urozmaici czekanie- uśmiechnęłam się. Wciąż czułam się
niepewnie w jego towarzystwie choć czułam cienką nić porozumienia
między nami.
-
No więc urodziłem się w Ameryce. Jakiś kilometr od Nowego Jorku gdyż
moja rodzina nigdy nie przepadała za zgiełkiem tego miasta. Do Francji
wprowadziliśmy się kilka miesięcy później by zamieszkać blisko rodziny
mamy. Co do drugiego pytania... to nie mam ulubionej książki. Może są
takie do których lubię wracać lub takie które po prostu mi się spodobały
ale nie wyróżniam tej ulubionej. No to teraz kolej na ciebie,,
odpowiadasz na te same pytania co ja.
-Ehm...Mam
jedenaście lat, tak jak ty.- zaczęłam niepewnie- Urodziłam się w
Wenecji a do Paryża przyjeżdżam co roku na jesień i zimę. Dzięki temu
pół roku jesteśmy w mieście taty a pół roku w mamy. Ulubiona książka...
Hmm, żeby jakąś wskazać musiałabym najpierw przeczytać wszystkie jakie
kiedykolwiek napisano- uśmiechnęłam się.
- Kolejne pytanie do mnie?- zapytał patrząc w zamyśleniu prosto przed siebie.
-
Mam inny pomysł. Za pięć minut jest śniadanie. Może wszystkie pytania
zostawimy na później i no nie wiem zagramy w coś w rodzaju butelki?
- Ok, może dołączą się do nas też inne osoby... Kilku moich bliższych znajomych stąd.- zasugerował chłopak wstając z łóżka
-
Jasne. Myślę że to dobry pomysł- odpowiedziałam podążając za nim w
stronę drzwi. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Dzięki tej krótkiej rozmowie
wszystko w mojej głowie uspokoiło się jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Czułam się jakby w mojej głowie szalało tornado i nagle
wszystko się uciszyło. Tyle że coś mi mówiło że to tylko cisza przed
burzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz