Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział 3 (Między Kartkami Wspomnień)

Stałam przy łóżku mamy i w milczeniu się w nią wpatrywałam. Nie mogłam z siebie wydusić żadnego dźwięku. Po prostu patrzyłam na tę jej spokojną twarz i milczałam.
- Dlaczego mamo?- udało mi się wydusić kiedy kilka łez spłynęło po moim policzku.- Dlaczego mnie nienawidzisz?
- Podejdź do mnie.- powiedziała kobieta słabym głosem i przywołała mnie ruchem ręki. Podeszłam więc niepewnie do jej łóżka i usiadłam na skrawku materacu.
- Ja ciebie kocham a nie nienawidzę Flavio.- wyszeptała mama ściskając mnie za rękę. Próbowałam jej się wyrwać ale moje ciało było za słabe.
- To dlaczego kiedy na mnie patrzysz nie widzę w twoich oczach miłości? Ja...ja tak się staram! Ale ty zawsze bardziej zauważałaś Rose a nie mnie. Zawsze bardziej ją kochałaś. Pamiętam te wszystkie wieczory mamo. Kiedy wracałaś z pracy mieszkanie zawsze było posprzątane, na ciebie czekał gorący obiad, ja i Rose miałyśmy odrobione lekcje na następny dzień. A mimo wszystko ty mówiłaś tylko „dziękuję kochanie” i przytulałaś Rose. A w tym czasie ona nic nie robiła! W OGÓLE MI NIE POMAGAŁA!!!
- Cii... To nie tak że cię nie kochałam. Pamiętasz te badania na które poszłaś przed początkiem roku szkolnego? Chodziło o to że... To co teraz przeżywasz zaczęło się już wtedy. Lekarz kazał mi cię odsunąć od siebie. Powiedział że w takim wypadku miłość tylko ciebie zniszczy. Problem w tym że ty dalej kochałaś a inni już tego nie okazywali. To doprowadziło do stanu...
- A co ty możesz wiedzieć o stanie w którym się znajduję? Nie było cię przez te wszystkie dni kiedy ciebie potrzebowałam. Nigdy nie było cię przy mnie w ważnych dla mnie chwilach. Odkąd tata odszedł wszystko się zmieniło, nic nie było takie samo...
Skuliłam się na łóżku obok mamy a po moim policzku kolejny raz popłynęły łzy. Kobieta mocno mnie do siebie przytuliła i chwyciła mnie za rękę. Leżałyśmy bez słowa a ja czułam jak cała energia powoli ją opuszcza aż w końcu jej ciało stało się bezwładne.
Podniosłam lekko głowę i mój wzrok padł na małe pudełeczko leżące w jej dłoni.
Posłałam mamie ostatni smutny uśmiech i odwróciłam głowę kiedy usłyszałam że ktoś wchodzi do pokoju. W drzwiach stał lekarz. Spojrzałam mężczyźnie w oczy dając w ten sposób znak że mama już odeszła i wstałam z łóżka.
Nagle nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. Powoli wyszłam z pokoju i stanęłam przed tatą który ze zdenerwowania chodził w tę i z powrotem po korytarzu.
- Odeszła- wyszeptałam wypranym z emocji głosem. Kolana się pode mną ugięły i nagle wylądowałam na twardej podłodze. Dosłownie w tej samej chwili zalało mnie morze łez i obrazów. Miałam wrażenie że przelatuje mi przed oczami całe moje życie.

Czy to ma sens? Czy życie ma jakikolwiek sens skoro może się skończyć w każdej chwili? Czy nie łatwiej byłoby rodzić się ze świadomością ile minut, godzin, dni, tygodni, miesięcy czy lat nam zostało do śmierci? Można by wtedy zaplanować swoje życie co do dnia tak by spełnić choć jakąś część marzeń i nie zmarnować ani minuty. Chociaż gdyby minął już dzień naszej rzekomej śmierci a my dalej byśmy żyli to to wszystko, całe nasze życie, wcześniejsze i późniejsze, nagle byłoby pozbawione sensu.
Ale czy ja umarłam? Czy przed chwilą skończyło się kolejne marne życie?
Słyszę coś. Ten dźwięk brzmi znajomo, jakby bicie serca. Ale pochodzi z tak daleka...

Rytmiczne bicie serca powoli się zbliżało. Nagle otworzyłam oczy i pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był baldachim. Z trudem rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam że jestem w moim pokoju. Rozległ się tupot małych stóp na schodach.

-Tato, obudziła się! Flav już nie śpi.- krzyki słychać było w całym domu. Jakiś czas później na schodach znowu rozległy się kroki, tym razem spokojniejsze. Spojrzałam się tępo na drzwi i zauważyłam wchodzącego do pokoju tatę.
- Jak się czujesz kochanie?- zapytał troskliwym głosem siadając obok mnie na łóżku. Na mojej twarzy pojawił się wytrenowany, wesoły uśmiech.
- Bardzo dobrze. Co się właściwie stało?
- Nie pamiętasz?- pokręciłam przecząco głową- No cóż, kiedy mi powiedziałaś że mama...odeszła, nagle upadłaś na podłogę i zaczęłaś płakać. Lekarz stwierdził że przytłoczyła cię sytuacja i wystarczy jak poleżysz w łóżku i odpoczniesz. Od razu wróciliśmy do domu i położyliśmy cię do łóżka... Jutro po południu wylatujemy do Francji. A pojutrze jest pogrzeb...- tata pogładził mnie delikatnie po głowie- No cóż, miałem cię nie obciążać. Może jeszcze się prześpisz albo może masz ochotę coś zjeść lub napić się czegoś...
- Chciałabym się wykąpać- powiedziałam cicho i wstałam. - Gdybym czegoś potrzebowała to zawołam kogoś lub sama po to pójdę.- dodałam napotykając wzrok taty.- Idź już. Wiem jak bardzo tego chcesz.

Wiem że nikt nie chce ze mną siedzieć. Kto by chciał siedzieć z kimś takim jak ja? Z osobą szaloną, chorą na umyśle...

Patrzyłam jak tata wychodzi z pokoju dyskretnie patrząc za siebie. Przymknął za sobą drzwi, ale nie zamknął ich do końca.
Wstałam i powolnie ruszyłam w stronę łazienki. Nie miałam siły na nic ale nie powinnam tego po sobie pokazywać, muszę zachować pozory... pozory normalności...

***

Kiedy czekaliśmy na lotnisku aż nasz samolot będzie gotowy do startu przypomniała mi się mama, znowu. Co roku wyjeżdżaliśmy na jesień i zimę z Wenecji. Nauczycielom to nie przeszkadzało bo w tym czasie chodziłyśmy do szkoły w Paryżu gdzie miałyśmy takie same książki i bardzo zbliżony program. Rodzice wybrali to miasto by zbudować w nim naszą zimową rezydencję ze względu na pochodzenie mamy.
W każdym razie mieszkanie w Paryżu było bardziej towarzyskie. Prawie co wieczór odwiedzali nas znajomi rodziców. Czasem my jeździliśmy do nich a kiedy indziej chodziliśmy do restauracji, teatru lub opery. Rose zawsze to lubiła, wychodzenie gdzieś. Miała tak od urodzenia. Ja natomiast zawsze wolałam kiedy goście przychodzą do nas i nie trzeba się nigdzie ruszać. Mogę wtedy pójść do swojego pokoju mówiąc że jestem zmęczona, a tak to nie mam wyjścia i muszę bezczynnie siedzieć i tylko słuchać jak dorośli o czymś tam rozmawiają.

Rose pociągnęła mnie za rękę.
-Flav, nasz samolot już jest. Wstawaj!- dziewczynka jak zwykle była strasznie podniecona lotem.
-Przepraszam, zamyśliłam się- mruknęłam i zabrałam swoją podręczną torebkę.

***

Przez cały lot siedziałam cicho wpatrując się przez okno. Dochodził do mnie jakby z oddali głos Rose i śmiech taty i Emmanuelle. A ja siedziałam zamyślona. Kiedy wyszliśmy z samolotu na lotnisku stwierdziłam że nawet nie wiem o czym myślałam przez te parę godzin. Ale to nie było dziwne. Ja często nie wiedziałam o czym właściwie myślę. Zaśmiałam się cicho, tak by nikt mnie nie słyszał choć wątpiłam by ktokolwiek mnie usłyszał w tym całym huku. Z daleka widziałam machającego do nas Andre, jednego z najbliższych przyjaciół mamy który zgodził się nas podwieźć do naszego domu. Ja również odmachałam udając szczęśliwą choć wcale taka nie byłam. Na szczęście już jakiś czas temu nauczyłam się idealnie podrabiać radosny uśmiech. Po przywitaniu ruszyliśmy wraz z naszymi bagażami w stronę wielkiego samochodu Andre. Bagaży było niewiele. W końcu nasz dom ,tutaj w Paryżu, był wyposażony we wszystko czego potrzebowaliśmy.

Na czas pogawędki dorosłych włożyłam do uszu słuchawki i ustawiłam pierwszą lepszą piosenkę. Okazało się że idealnie pasuje do mojego nastroju.
Przez całą drogę skutecznie ignorowałam dorosłych.

Zamiast tego przysłuchiwałam się słowom piosenki do tego stopnia że czułam jakbym sama stała się tą piosenką. Puszczałam ją w kółko i w kółko aż dojechaliśmy do domu.
W tym samym momencie piosenka się skończyła po raz kolejny ale tym razem nie zaczęła się na nowo. Koniec piosenki był jak koniec mojego życia. Do tej pory kiedy muzyka się kończyła zawsze zaczynała się na nowo. Dzięki temu czułam się jakby to moje życia zaczynało się od nowa.
Czekałam jeszcze chwilę mając nadzieję że utwór rozpocznie. Kiedy jednak tak się nie stało z moich oczu po raz kolejny popłynęły łzy.
Nie dochodziło do mnie nic z zewnętrznego świata. Byłam tylko ja i ciemność. Jakbym kolejna część mnie umarła. Taka błahostka sprawiła że następny element mnie zaginął bezpowrotnie.

Kiedy to się właściwie zaczęło? Kiedy po raz pierwszy utraciłam kawałek siebie? I jak to się stało?Kto to spowodował? A może co?... Nie pamiętam.
Ciemność nagle się rozjaśniła. Znowu żyłam, teraz już tylko spałam...

***

Mama leżała w łóżku trzymając coś na ramionach. Tata pochylał się nad nią. Oboje się uśmiechali i patrzyli z czułością na jakiś tobołek. Nagle zrozumiałam. Tym tobołkiem było dziecko. To była Rose tuż po urodzeniu. Ja, mała dwuletnia dziewczynka siedziałam na kanapie pod ścianą i przyglądałam się całej scence z zapłakanymi oczami. Głosy rodziców dochodziły do mnie jakby z daleka.

- Zobacz jaka jest śliczna- głos mamy był wesoły. Lekko przytłumiony od łez szczęścia.

Nagle wszystko pociemniało aż w końcu przed oczami miałam tylko czerń.
Obudziłam się.
Zaczęłam oddychać tak jakbym właśnie po dłuższym czasie wynurzyła się z wody.
Kiedy mój oddech w końcu się uspokoił rozejrzałam się dookoła. Poznawałam ten pokój choć bardzo się zmienił. Wyglądał podobnie do tego w Wenecji ale mimo wszelkich starań wcale mi go nie przypominał.
Mój wzrok spoczął na zegarku stającym koło łóżka. Była 9:00 czyli wszyscy właśnie zaczynali śniadanie. Wzięłam szybki prysznic i pośpiesznie założyłam na siebie kilka ubrań po czym zbiegłam na dół by dołączyć do wszystkich przy posiłku.
Kiedy wpadłam do jadalni śniadanie dopiero się zaczynało. Na mój widok wszyscy się uśmiechnęli i zaprosili mnie do stołu.
Usiadłam przy stole i spojrzałam na jedzenie ustawione w koszyczkach i na talerzach. Sięgnęłam po kawałek bagietki i zjadłam ją na sucho. Później jeszcze pogrzebałam od niechcenia w kolejnym kawałku pieczywa. Emmanuelle kilka razy proponowała mi croissanta ale zawsze odmawiałam. Nie przepadałam za francuskimi przysmakami.
Kiedy skończyliśmy śniadanie tata pierwszy wstał od stołu.
- Ehm...Emm, mogłabyś przygotować dziewczynki? Za dwie godziny powinniśmy wyjeżdżać. - kobieta skinęła głową.
- Myślę że dziewczynki będą gotowe za godzinę.- odpowiedziała- Rose, Flavia...Idźcie na górę się wykąpać. Ja w tym czasie poszukam jakiś odpowiednich ubrań...
-Ja już brałam prysznic...- powiedziałam niepewnie.
- Więc pomożesz mi wybierać ubrania dla ciebie i Rose.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz