Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział 2 (Między Kartkami Wspomnień)




Nie wiem jak to się stało że stałam teraz nad powoli napełniającą się ciepłą wodą wanną. Przez jakiś czas nie wiedziałam nawet w jaki sposób trafiłam do tego pustego domu. Byłam pewna że skądś to wszystko kojarzę ale nie wiedziałam skąd. Dlaczego nagle stałam w jakimś obcym domu? Czy ktoś mógłby mi to wytłumaczyć? Gdzie jest Rose? Gdzie mama? Gdzie tata?
Ale zaraz? Kim jest Rose? Kim są mama i tata? Dlaczego myślę o ludziach których nie znam?
Nagle poczułam dotyk czegoś ciepłego na skórze. Rozejrzałam się dookoła. Już nie stałam koło wanny tylko w niej leżałam. Wiedziałam już kim są mama i tata oraz Rose, ale nie pojawiły się odpowiedzi na resztę pytań. Gdzie ja jestem? Dlaczego kąpię się w cudzej wannie? Znowu rozejrzałam. Dlaczego woda miała taki odcień? Jakby...czerwony? Przed chwilą była normalna... Spojrzałam na swoją lewą rękę do połowy zanurzoną w wodzie. Dlaczego na mojej ręce była czerwona kreska?
Jęknęłam z bólu kiedy zanurzyłam ją w wodzie i zaczęłam ją pocierać. Z przerażeniem stwierdziłam że to nie była żadna kreska tylko rozcięcie. Wyszłam pośpiesznie z wody. Nagle zdałam sobie sprawę że cały czas byłam we własnej łazience.

Stałam przed drzwiami wejściowymi do domu. Nie pamiętałam żebym się ubierała ale miałam na sobie spodnie, bluzkę i sweter a w tej chwili narzucałam na siebie płaszcz. Odruchowo sprawdziłam czy drzwi są zamknięte. Były.

Wchodziłam przez rozsuwane drzwi do szpitala. Ale jak się tu znalazłam? Nie pamiętam żebym gdziekolwiek szła. Ruszyłam drogą prowadzącą do pokoju babci który odwiedzałam już wiele razy.

Staruszka uśmiechnęła się na mój widok i przywołała do siebie.
-A gdzie mama?- Zapytała mnie kiedy już usiadłam na jej łóżku. Z trudem opanowałam kolejną porcję łez. Poczekałam aż uda mi się opanować głos i dopiero wtedy odpowiedziałam.
- Leży w którejś sali. Ona chyba umiera...- wyszeptałam słabym głosem.
- Ale co się stało dziecino?- zapytała babcia przyciągając mnie do siebie.- Wiesz coś na ten temat?
- Miała atak...Zdaje się bardzo silny. Jej organizm był zbyt osłabiony i tego nie wytrzymał.- odpowiedziałam spokojnym głosem. Łzy które próbowałam powstrzymać polały się strumieniami. Zdziwiłam się że łóżko babci i wszystkie maszyny do których była podłączona jeszcze nie pływają kiedy już udało mi się zatrzymać potok łez- Tylko dzięki maszynom jej serce dalej bije, niestety jest nieprzytomna...- dodałam.
- Myślę że powinniśmy pozwolić jej odejść- powiedziała w końcu babcia gładząc ją po głowie.
- Ja też tak myślę babciu- odparłam. Coś kazało mi zerknąć przez okno. Zauważyłam przechodzącego tam tatę.
- Czy chciałabyś podejść do mamy?- zapytałam- Mogłabym poprosić pielęgniarkę żeby przyprowadziła wózek bo obie wiemy że nie dasz rady tam sama dojść.
- Oczywiście kochanie że chciałabym tam pójść i pożegnać się z moją córką. Niestety ja też niedługo odejdę z tego świata- powiedziała smutnym głosem babcia.
- Kiedy tak się stanie będę ciebie i mamę wypatrywać na niebie tak jak razem z Rose i z tobą wypatrywałyśmy dziadka- odpowiedziałam ze smutnym uśmiechem na ustach wciąż powstrzymując łzy.- Pójdę do pielęgniarki- dodałam i wybiegłam szybko z pokoju.
- Przepraszam proszę pani.- powiedziałam do pierwszej pielęgniarki jaką znalazłam- Moja babcia właśnie dowiedziała się że moja mama leży kilka pokoi dalej. Chciałaby ją odwiedzić a sama nie może chodzić. Czy jest możliwość że dostanę dla niej wózek?- zapytałam pośpiesznie.
- To musi być straszne mieć mamę i babcię w szpitalu. Zaraz przyjadę z wózkiem do pokoju twojej babci. Pamiętasz jaki ma numer?- zapytała pielęgniarka z prawdziwym współczuciem wypisanym na twarzy. Podałam numer i pobiegłam z powrotem do pokoju babci.
- Załatwione- powiedziałam z uśmiechem kiedy już byłam w środku.
- Wspaniale- odpowiedziała babcia i klasnęła w dłonie- w końcu zobaczę kawałek szpitala w którym leżę od kilku tygodni.
W drzwiach pojawiła się pielęgniarka z wózkiem.
- To wspaniałe dziecko- powiedziała przekładając babcię z łóżka na wózek- To musi być wspaniałe uczucie mieć ją za wnuczkę.
- Tak, jest cudowna. Zawsze chce pomóc. Nawet kiedy nie wie co robię ja czy jej matka...- babcia ciepło się uśmiechnęła- A jeśli chodzi o jej matkę to chciałabym dotrzeć do jej pokoju jeszcze przed zmrokiem- dodała- Byłaby pani tak miła i pomogłaby mi dojechać na miejsce?
- Z wielką chęcią. Ośmielę się nawet powiedzieć że to będzie zaszczyt.

W miarę jak zbliżałam się do pokoju w którym leżała mama uśmiech który przywołałam u babci powoli znikał z mojej twarzy. Zamiast tego wypełniło mnie pragnienie żeby uciec gdzieś gdzie będę mogła posiedzieć sama. Z dala od tych wszystkich chorych, odwiedzających, lekarzy, pikania maszyn i dziwnej, krępującej nieskazitelności. Kiedy już weszłam do pokoju za babcią i pielęgniarką zauważyłam że jest tu cała najbliższa rodzina mamy. A dokładniej tata, Rose, babcia i ja. Usłyszałam zmęczony głos ojca zatrzymujący pielęgniarkę w drzwiach.

- Proszę pani. Chciałbym wiedzieć czy...- na chwilę zamilkł by opanować drżenie głosu- Czy jest możliwość żeby jutro o podobnej porze odłączyć moją żonę i pozwolić jej...
- Oczywiście proszę pana. Przygotuję dokumenty do podpisania- odpowiedziała pośpiesznie pielęgniarka po czym wyszła życząc nam dobrej nocy.
- Dobrze postąpiłeś Robercie- powiedziała babcia wpatrując się w córkę.- Wygląda na to że odejdziemy tego samego dnia...- dodała smutnym głosem. Podeszłam do niej i wtuliłam się w jej nadal silne ramię.- W końcu żyję już dostatecznie długo a żeby własna córka mnie jeszcze przeżyła
to szczyt wszystkiego.
Babcia jak zwykle próbowała przywołać na nasze twarze uśmiechy więc fałszywie się zaśmialiśmy.
Siedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu aż w końcu staruszka przerwała milczenie.
- No cóż. Jest dość późno. Dziewczynki nie powinny tak późno kłaść się spać. Pamiętajcie że jutro też jest dzień- uśmiechnęła się. Zazwyczaj ten uśmiech przyprawiał wszystkich o dobry humor ale nie tym razem.- No Robercie, byłbyś tak miły i podwiózłbyś mnie pod mój pokój? To po drodze...
- Oczywiście- odpowiedział tata wstając i pomagając założyć Rose jej płaszcz a później założył własny. Po chwili szliśmy korytarzem w stronę pokoju babci. Pożegnałyśmy się grzecznie i wyszłyśmy za tatą. Wsiedliśmy do pierwszej gondoli jaka przepływała i ruszyliśmy w stronę domu.

***

Leżałam na swoim łóżku niezdolna by zasnąć. Usłyszałam ciche nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Kto tam?- zapytałam podnosząc głowę z poduszek. Do pokoju weszła Rose
- Nie obudziłam cię?- zapytała nieśmiało- Przyszłam żeby się o coś zapytać... W sumie to o kilka rzeczy...- dodała pośpiesznie
- Nie, nie obudziłaś mnie. Nie mogę zasnąć.- odpowiedziałam wskazując miejsce obok siebie na znak żeby na nim usiadła- A więc o co chciałaś mnie zapytać?
- Będę zadawać pytania po kolei. Ehm. Dlaczego nie chciałaś iść z nami na ten spacer?- Rose zadała pierwsze pytanie sadowiąc się wygodnie obok niej.
- Przecież mówiłam. Nie miałam wtedy ochoty nigdzie iść. Jedyne miejsce w które mogłabym się udać to szpital żeby odwiedzić mamę i babcię.
- No dobrze...A co się stało że tak nagle odbiegłaś od stołu przy śniadaniu? Czy ty w ogóle coś zjadłaś oprócz tej kanapki?
- Tak jak powiedziałam wtedy, źle się poczułam- odpowiedziałam- Nie mam w zwyczaju kłamać. Zjadłam później coś z kuchni- dodałam.- Masz jeszcze jakieś pytania?- byłam trochę zniecierpliwiona.
- Dlaczego kiedy zeszłaś rano to nagle się zatrzymałaś i wpatrywałaś w schody takim...tęsknym wzrokiem- zapytała niepewnie- To już ostatnie pytanie.
- Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam- odpowiedziałam nagle chłodnym głosem- A teraz zmykaj. Już prawie jedenasta a ty jeszcze nie jesteś w łóżku...
-Ale Flav... Kiedy wbiegłaś na górę...ja...
- Wyduś to z siebie Rose- prawie warknęłam. Zarejestrowałam przerażone spojrzenie siostry.
- Ja wtedy za tobą weszłam i słyszałam, słyszałam każdy dźwięk bo zakradłam się do twojego pokoju...A teraz...Ja cię nie poznaję Flav, przez jeden dzień stałaś się obcą dla mnie osobą- wyszeptała kręcą z niedowierzaniem głową. Patrzenie na to wszystko bolało. Szczególnie kiedy zauważyła kapiące na pościel łzy siostry. Objęłam ją delikatnie ramieniem pocieszając ją. Kilka minut później Rose zgodziła się że nie powie nic tacie czy Emmanuelle i wróciła do swojego pokoju.
Usłyszała z dołu odgłos zamykanych drzwi. To tata wrócił do domu z zakupami. Chwilę później usłyszałam przytłumioną rozmowę ojca i jego żony. Rozmawiali o pogrzebie, byłam tego pewna.
Obudziło mnie rano pukanie do drzwi. Wstałam i je otworzyłam. Stał za nimi tata starający się przywołać uśmiech.
- O co chodzi tato?- zapytałam zaspanym głosem przecierając oczy.- Pewnie chciałeś mnie obudzić na śniadanie...
- Nie tylko o to chodzi. Dzwonili ze szpitala...- urwał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Pokiwałam na zachętę głową- Babcia umarła godzinę temu, a co do mamy to dłużej nie mogą podtrzymywać jej serca. Zaraz po śniadaniu mamy przyjść i się pożegnać...Będziemy mogli nawet z nią ostatni raz porozmawiać...- w oczach ojca zauważyłam smutek i radość jednocześnie.
- Cieszę się- powiedziałam- Zaraz zejdę na dół- dodałam i zamknęłam za sobą drzwi. Usłyszałam jak tata schodzi po schodach, na dole dało się też słyszeć krzątanie dwóch osób.

Pozwoliłam sobie na pojedynczy szloch. Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam, ale nie miałam już wyjścia. On po prostu wyrwał mi się z piersi. Jak nieprzytomna skompletowałam strój.
Jak automat zeszłam na dół po schodach i usiadłam przy stole w jadalni.
Wpatrywałam się tępo w wesołą twarz siostry która jeszcze nie wiedziała. Myślała że po prostu idziemy porozmawiać z mamą jak gdyby nigdy nic.

W moich ustach wylądowała sałatka którą kiedyś tak bardzo lubiłam. Właśnie, kiedyś. Tamten czas już dawno odszedł. Zniknął na zawsze odbierając mi całe szczęście. Udawałam zajętą sałatką żeby ominąć głupie pytania. Gdybym usłyszała „Dobrze się czujesz?” mogłabym wybuchnąć. Znowu.
Zarejestrowałam że śniadanie się kończyło. Nareszcie, będę mogła wrócić do swojego pokoju.

- Za pół godziny wychodzimy. Przygotujcie się- zawołał za mną i Rose tata.

Rose za mną biegła? O co znowu jej chodzi? Dlaczego ona za mną biegnie? Przyśpieszyłam i znalazłam się w moim pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. Chciałam płakać. To było moje największe pragnienie w tej chwili. Ale łzy nie chciały płynąć. Jakby uważały że wcale nie są mi potrzebne.
Z mojego gardła wydobył się dziki ryk. Starałam się opanować. Rose mogła stać pod drzwiami i wszystkiego słuchać.
Co się ze mną dzieje? Gdzie podziała się Flavia, dziewczynka która sprzedawała kwiaty by pomóc matce? Gdzie podziała się osoba którą byłam jeszcze dwa dni temu? Bo ja nie mogę jej odnaleźć. Nie ma jej tam w środku, tam gdzie powinna być i czekać aż znów po nią sięgnę i pozwolę jej wypełnić moją duszę.
Zupełnie jakby postanowiła uciec, zniknąć na zawsze jakby nigdy nie istniała. Jakby biegła gdzieś choć nawet nie znała swojego celu. Biegła lecz mimo wszystkich starań nie mogła odbiec daleko i tak naprawdę została w tym samym miejscu tyle że przerażona, rozglądająca się dookoła jakby nagle znalazła się w obcym miejscu pełnym nieznanych ludzi, budynków, ulic, przedmiotów. I nagle zachciała wrócić do domu. Do miejsca w którym było wszystko co znała, gdzie byli ludzie których kochała. Ale nie mogła cofnąć czasu i to dziwne miejsce które było dla niej zupełnie obce musiała przyjąć jako swój dom.

- Flavia, jesteś gotowa- ten głos...skądś go znam. To tata. Tyle że tamtego taty już nie ma, odszedł na zawsze.- Zaraz wychodzimy.
Wstałam i założyłam przygotowany przez Emmanuelle strój. Robiłam to automatycznie jakby teraz moim ciałem rządził ktoś inny. Mój mózg rejestrował tylko niektóre klatki z tak wielu. Sama ledwie zdawałam sobie sprawę z tego co robię. Nie pamiętałam wychodzenia z pokoju, schodzenia po schodach, podróży gondolą w stronę szpitala. Nie pamiętałam jak znalazłam się w pokoju mamy a kiedy już tam dotarłam usłyszałam tylko cztery słowa które tak bardzo mnie zraniły. Nie wiem jak powstrzymałam się od krzyku, płaczu... Ale zrobiłam to. Przez kilka minut w mojej głowie szumiało „Chcę porozmawiać z Robertem”. Nawet nie z waszym tatą czy moim byłym mężem. Tylko z Robertem. Wyszłam za Rose i dołączyłyśmy do czekającej poza salą Emmanuelle. Kobieta dziwnie na nas spojrzała ale w końcu postanowiła że jednak nie będzie nic mówić.

Dlaczego mamo? Dlaczego nie chcesz na mnie patrzeć nawet przed śmiercią? Co ja zrobiłam nie tak. Czym sobie zasłużyłam na te wszystkie niechętne spojrzenia którymi mnie obdarowywałaś odkąd tata od nas odszedł?
Kiedy patrzyłaś na Rose w twoim spojrzeniu było tak wiele miłości, tak wiele szczęścia, troski...
Ale kiedy już musiałaś spojrzeć na mnie to ani razu nie ujrzałam w twoich oczach miłości. Jedyne co widziałam to obrzydzenie, pogarda.
A teraz nawet nie chcesz się ze mną pożegnać. Nie chcesz dać mi szansy na poprawę. Nie chcesz żebym zrozumiała na czym polegał mój błąd...

Po moim policzku spłynęła mi łza. Podciągnęłam nogi na wysokość brody i wpatrywałam się pustym wzrokiem w drzwi.

Naprawdę nie rozumiem. Przecież ja tak się starałam...A ty dalej mną gardziłaś. Nienawidziłaś mnie od dnia w którym tata odszedł. A ja dalej robiłam wszystko by cię uszczęśliwić.
Przynosiłam do domu tylko dobre oceny bo wiedziałam że zawsze chciałaś by twoje córki miały dobre wyniki w szkole. Wychowywałam Rose kiedy ty byłaś w pracy. Kiedy musiałam zajmowałam się też babcią. Wieczorem kiedy już wracałaś zawsze czekał na ciebie gorący obiad, posprzątane pokoje.
I mimo wszelkich moich starań ty rzucałaś tylko „dziękuję kochanie” a potem przytulałaś Rose.

Widok na drzwi przesłoniło mi ciało mężczyzny.
- Rosie! Mama chce się z tobą zobaczyć.

Głos taty. Słodki, kochający. Bo przecież Rose nie mogła zrobić niczego złego. Ona ma tylko dziewięć lat, a ja jedenaście. Właśnie dlatego cała wina zawsze spada na mnie, bo jestem starsza.

- Ej, Co się dzieje kochanie?

Znów tata. Jego głos mimo że wprost ocieka miłością ma w sobie karcącą nutkę. Jakby to wszystko była moja wina. Jakby łzy były niewłaściwą reakcją na śmierć mamy i na to wszystko co działo się przez ten rok.

- To nic takiego tato.

Zmuszam się do słodkiego, niewinnego uśmiechu wcześniej ocierając łzy. Czuję ramię tatu na swoim drobnym ciele. Czuję jak na siłę mnie do siebie przyciąga żeby mnie pocieszyć. Nie wie nawet że tym gestem sprawia że kolejna część mnie umiera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz