Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 14 (Między Kartkami Wspomnień)

Rozdział 14
Żyjąc wspomnieniami.
Między Kartkami Wspomnień


Ktoś mi kiedyś powiedział że serce jest najmocniejszym mięśniem. Te słowa zawsze były gdzieś w mojej głowie, od czasu do czasu powracając. Myślałam że to prawda. Prawda która pasuje do każdego. A potem... Potem uświadomiłam sobie że to kłamstwo. Że moje serce może w każdej chwili stanąć. Że zawsze muszę być przygotowana na śmierć.
Że tak naprawdę nigdy nie powinno zadziałać.
Byłam jednym z tych beznadziejnych przypadków. Osób u których zdiagnozowano chorobę, ale do tej pory nikt nigdy o niej nie słyszał.
Powinnam czuć się inaczej, cieszyć się, że jestem jedyna w swoim rodzaju. Wyjątkowa. Że nigdy nie będę mogła założyć rodziny. Że to na mnie testują badania i leki by móc uleczyć kolejny taki przypadek. Powinnam się cieszyć że umrę.
Ale przecierz życie jest śmiertelną chorobą. Po prostu niektórzy umierają szybciej a inni wolniej.
Wpatrywałam się gdzieś przed siebie. Mogłoby się wydawać że mój wzrok przebija się przez tablicę, ścianę i w końcu dociera na zewnątrz. Widzi ją. Siedzącą w samotności, skuloną w cieniu potęrznego drzewa.

Chciałaby wstać i do niej podbiec. Przytulić. Ale nie może, ma lekcje. Tu jest inaczej, trzeba chodzić do szkoły, nie ma jak się z niej zerwać. Wszystko jest kontrolowane...
Bez niej jest tak pusto... Na powrót staję się bezuczuciową Caroline. Jedyną dziewczyną w całej szkole która potrafiła wdać się w bójkę z każdym chłopakiem i wygrać. Dziewczyną która pobiła szkolny rekord wizyt w gabinecie dyrektora.
A kiedy widzi przed sobą tą drobną osóbkę staje się na powrót pięcioletnią dziewczynką która bawi się wraz z siostrą w ogródku z tyłu domu. Którą zapamiętała zawsze elegancka matka.
- Panno van der Meer, zechciałaby może pani powtórzyć moje słowa?
Spojrzałam na nauczycielkę nasze spojrzenia się spotkały. Jej zimne i twarde, była autorytetem dla każdego... Moje rozmazane od napływających do oczu łez. Zapewnie spod czerni tęczówek lśniły gdzieniegdzie brązowe, zielone i złote plamki przypominając o dzieciństwie. To dziwne że zaraz po tym jak ona... one... siedem lat temu tak po prostu...

- Przepraszam, zamyśliłam się na chwilę. Obiecuję że to się nigdy nie powtórzy...
Ledwo widoczne na tle bladej skóry usta wygieły się w przepraszającym uśmiechu. Spowrotem skupiłam się na lekcji nawet nie słuchając nauczycielki. Po prostu siedziałam z tępym wzrokiem wbitym w tablice.

***

Dwie dziewczynki obudziły się w tym samym momencie, wymieniły spojrzenia i uśniechnęły się do siebie.
Dwie dziewczynki trzymając się za rączki schodziły po schodach w ciepłych piżamkach i wygodnych kapciach.
Dwie dziewczynki uścisnęły mamę na powitanie.
Dwie dziewczynki jadły razem śniadanie patrząc sobie w oczy.
Dwie dziewczynki wysiadają z samochodu trzymając sie za rączki i idą w stronę drzwi przedszkola.
Dwie dziewczynki... zawsze robią wszystko razem.
A potem... Nic. Tylko ta pustka. Niepewność co się z nią dzieje. Czy da radę sama zejść na dół. Sama przywitać mamę. Zjeść w samotności śniadanie.
Boi się, ale schodzi. Bez kapci. Postanowiła zrezygnować z każdej rzeczy którą robiła wraz z siostrą.
Właśnie... z każdej. W kuchni nie ma mamy. Jest za to tata. Tata wpatrzony pustym wzrokiem w kartkę.
On.. Chyba mnie usłyszał bo teraz na mnie patrzy. Nie zniosę tego wzroku. Tych słów.
Uciekam na górę. Zamykam się w pokoju który nagle jest tak obcy i znienawidzony.
I wtedy to dzieje się po raz pierwszy. Po raz pierwszy czuję piekący ból głęboko w sercu. Ten ból rozchodzi się po całym moim ciele...
A potem... Potem jest już tylko ciemność.

Wciąż pamiętam to uczucie gdy kilka godzin pózniej obudziłam sie w kałuży krwi. To był strach ale też... spokój.
Podniosłam sie z podłogi wiedząc już że nigdy nie będę już dzieckiem. Miałam 5 lat i własnie skończyło sie moje dzieciństwo.
Podniosłam sie wtedy i podeszłam do lustra.
Wpatrywałam się we własne chude ciało jakby należało do innej osoby. A potem spojrzałam na swoją twarz.
Była ciemnoczerwona od zakrzepniętej krwi mimo to nawet nie zwróciłam na to zbytniej uwagi.
Wpatrywałam się w swoje oczy. Pamiętam ich kolor doskonale. Były zielone jak u kota ze złotobrązowymi plamkami.
Własnie. Były. Były ale nie są. Są za to czarne. Tak czarne że trudno odróżnić ich kolor od źrenic.

***

W każdym mieście jest przynajmniej jedna taka osoba, chłopak który samym swoim pojawieniem się zwiastuje pecha.
Pamiętam ten dzień. Chłopak z naprzeciwka był w naszym wieku. Chodził nawet z nami do przedszkola... Tyle że... Wszyscy się go bali. Był najmniejszy z całej grupy więc to wydawał się dziwne.
Już pierwszego dnia postanowiłam że będę go chronić tak jak siostrę. Stał się dla mnie częścią rodziny. Był moim bratem.

Pamiętam ten dzień. Razem z Nicole siedziałyśmy w podwórku. Od dłuższego czasu czułyśmy na sobie czyjś wzrok. Spojrzałam wtedy w stronę niskiego ogrodzenia.
Jego oczy, oczy Phoenixa. Były czarne jakby ze smutku. Po zaróżowionych policzkach powoli spływały kolejne łzy. Bez problemu mogłam odczytać z ruchu jego warg jedno słowo.
Przepraszam.
A potem uciekł. Już nigdy więcej go nie widziałam, nie jako Caroline, siostra Nicole.
Jej też już nigdy nie zobaczyłam.

***
Rozdział krótki przybliżający kawałek historii Caroline. Przepraszam za długą nieobecność ale w piątek przedstawiałam jeden projekt przy którym musiałam popracować a teraz mam już kolejne do zrobienia. Po prostu brak czasu.
Jeśli chodzi o pozostałe dwa opowiadania to ZR zaczynam pisać od nowa a jeśli chodzi o nowe opowiadanie to mimo ze wiem co chce napisać to nie wiem jak...
Pozdrawiam wszystkich czytających i dziękuje za komentarze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz