Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 13 (Między Kartkami Wspomnień)

Rozdział 13
Między Kartkami Wspomnień
"Tak niewiele..."

To tak jakbyś krzyczał, ale nikt nie może cię usłyszeć.
Rozrywający serce krzyk słyszysz tylko ty. Zupełnie jakby twój umysł chciałby cię trochę pomęczyć.
Taki żart, zupełnie niewinny prawda?
Przecież to nikogo nie skrzywdzi... Zostanie tylko ranka. Drobna, ledwie widoczna... wśród innych większych.
Ale czasami. A czasami to nie jest zawsze, prawda? Czasami ta mała ranka pojawia się na sercu tak zniszczonym że nagle rozsypuje się na drobny pył.
Ale przecież to tylko drobna ranka, prawda? Wciąż tylko drobna ranka.

Wpatrywałam się w otaczających mnie ludzi. Zupełnie innych od tych wszystkich... Takich niepowtarzalnych ludzi. Magicznych!
Ludzi których w życiu było zwyczajnie ciężej. Z uśmiechami na szarych twarzach.
Których szczęście wypraowało zaraz po urodzeniu. I pojawiało się dając nadzieję którą chwile później tak po prostu znikała, 'pstryk' i już jej nie było.
Patrzyłam na każdą twarz oprócz tej której się bałam, ale... Przecież nie mogę ciągle uciekać. Przynajmniej nie zawsze. Czasami... Po prostu trzeba się zatrzymać.
Zmierzyć z przeciwnikiem nawet jeśli pózniej chciało się już tylko skulić w najciemniejszym kącie. Najbardziej oddalonym od... wszystkiego.

- Nie musisz się mnie bać Flavio. Myślę że zostaniemy prawdziwymi przyjaciółkami. Czuję się jakbym znała cię już od dawna.

Jej głos sam mnie przyciągnął jak narkotyk. Czasem wydawało mi się nawet że byłam od niej uzależniona. Mimo tej nienawiści i strachu nie potrafiłabym bez niej żyć.
To by bolało, nawet bardzo. Mogło by rozerwać słabe serce na kawałki.
Zabić tą małą osobę... Po raz kolejny. Zniszczyć kolejne istnienie z taką łatwością z jaką się oddycha... Choć tak naprawdę oddychanie nie jest łatwe. Tak trudno przyznać że z każdą sekundą coraz bardziej zatruwamy swoje ciała. Z każdą sekundą jesteśmy coraz bliżej śmierci, ostatniego oddechu który nas w końcu zabije. Nie znamy prawdziwego składu powietrza którym oddychamy. A to właśnie ono nas zabija. Jednych szybciej drugich wolniej ale na wszystkich czeka śmierć.
Śmierć... Dlaczego ją tak nazwałam? Moja podświadomość znała odpowiedź tylko... To tylko ja byłam zbyt słaba. Zbyt słaba by zaakceptować prawdę...

Dźwięk dzwonka wyrwał z zamyślenia małą istotkę. Wystraszyła się widząc przed sobą zielone oczy. Nic innego tylko ich piękna zielona otchłań. Chciałam się w niej zatopić. Wpatrywać się w nią całymi dniami. Wtedy byłoby tak pięknie... Tak pięknie wyglądałaby śmierć duszy zatopionej gdzieś w zielonych oczach. W ich pięknej odchłani

- Chodź na lekcje Flav. Nie chcemy się spóźnić.

Flav? My? I... Ten rozkoszny szept wypełniający całe jej ciało. Taki delikatny mimo swej ostrości. Dotknął małego serduszka nagle tak małej dziewczynki. Pamiętała! Przecież to oczywiste że tak. Ale... Czy napewno? Chyba tak ale... Może jednak nie. Może nie teraz. Może nigdy.

Rozkosznym? Naprawdę...?
Tak... Tak pięknym, słodkim, niemal śpiewnym. Cudownym i... Budzącym do życia uroczy uśmieszek.
Taki ukochany głosik którego mogłabym słuchać całymi dniami bez żadnej przerwy. Wypełniający całe móje serce... I tak szybko je opuszczający.

- Spróbuję... Dla Ciebie wszystko V

Na mojej twarzy mimo wszystko zakwitł radosny uśmiech przypominający pierwszy kwiat wyłaniający się spośród warstw śniegu. Napełniający ludzkie serca nadzieją że teraz wszystko będzie już dobrze.
Z tym uśmiechem biegłam radośnie przez korytarz. Nagle życie stało się łatwe. Gdzieś tam daleko za mną zostawiłam całą swoją przeszłość. Chciałam wierzyć że tak będzie już zawsze, ale wiedziałam że kiedy tylko opadnę na krzesło wszystko powróci. Dlatego tak bardzo chciałam biec dalej... Najlepiej jak najdalej, nawet gdyby to sprawiło że moje serce przybliżyło się o kolejny krok do śmierci. A i tak było już blisko...
Tylko te kilka kroków. Tak niewiele prawda?

***

Drobna postać skuliła się na parapecie nerwowo wyglądając przez okno. Zielone oczy co chwilę odrywały się od widoku za oknem i spoglądały ze zniecierpliwieniem na stare drzwi. Mimo to aż podskoczyła słysząc skrzypnięcie zawiasów i ten głos. Tak... Piękny.
Porwała wychodzącą postać w objęcia i spojrzała w ciemne oczy uwielbiała wpatrywać się w ich głębię. Próbowała rozszyfrować jak ktoś może być tak piękny, delikatny... słodki a jednocześnie taki... taki... Zimny, zupełnie jakby pozbawiony uczuć...

- Mam dla ciebie prezent... Niespodziankę. Ale muszę zawiązać ci oczy.

Nie czekając na odpowiedź dziewczynka wyciągnęła kawałek materiału i niepewnie go zawiązała odcinając widok na świat ukochanym oczom.
Uśmiechnęła się do towarzyszki i pociągnęła ją za sobą.

- To tu... Mam nadzieje że się ucieszysz...

Drobna dłoń ściągnęła przesłaniający wzrok materiał i z uśmiechem wpatrywała się w towarzyszkę.
Stały przed zamkniętymi drzwiami. Skądś je znała...
Klamka powoli opadała pod naciskiem niepewnej rączki.
W końcu ukazało się pomieszczenie tak czyste że niemal błyszczące. Bez ani jednego ziarenka kurzu.
Spojrzała na miejsce w którym dwa tygodnie temu... Idealnie zadbane instrumenty i ten jeden... Tak znajomy... Tak... Kochany.

- To... To ona?

Wbiła wzrok w Peggy mając ochotę z nią tańczyć z radości. Złożyć pocałunek na delikatnych ustach... Ale nie potrafiła zrobić nic więcej niż objąć ją ramionami.

- Ja... Dziękuje. To... Ja... Ciebie...

Pokręciła głową jakby nie wiedząc co powiedzieć.

- Wiem. Ja też.

Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Patrzyły sobie w oczy nie potrzebując słów. Nie potrzebując całego świata. Wystarczy że mają siebie.

***

Spojrzenie niebieskich oczu skierowało się na siedzącą kilka metrów dalej grupkę. Zawsze patrzyli na nią z góry. Tak jakby się od siebie aż tak bardzo różnili.
Dziewczynka spojrzała niepewnie na swoje ubranie. Bała się odrzucenia. Potrzebowała akceptacji.... Potrzebowała pomocy...
Uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze tylko 10 minut zajęć z psychologii i ta wolność.
Spojrzała na tą piękną twarz. W śliczne szmaragdowe oczy w których czaiła się tęsknota za wolnością.
Przestrzeń wypełnił dźwięk dzwonka i szuranie krzeseł.
Powoli się spakowała tak samo jak oni. Kątem oka spojrzała na swoje odbicie w wiszącym na ścianie lustrze. Tak idealnie do nich pasowała! Tak... pięknie razem wyglądali.
Otworzyła drzwi szafeczki by z dumą wyciągnąć ciężkie sznurowane buty. Włożyła drobną dłoń do kieszeni skórzanej kamizelki w poszukiwaniu bardzo ważnego elementu w jej planie.
Tak! Ciągle tam były!
Wyszła ze szkoły wyćwiczonym przez wiele wieczorów krokiem. Niby szybkim ale takim leniwym. Rozejrzała się dookoła jakby bojąc się że zaraz podjedzie czarny samochód Emmanuelle.
Teraz musiała tylko wejść do tego domu... Od dziecka się go bała... Zawsze był taki mroczny i opuszczony nawet kiedy jeszcze ktoś tam mieszkał. Teraz był jakby straszniejszy, ale ona się już nie bała. Postanowiła że zasłuży na swoje drugie imię. W końcu.
Przecisnęła się przez dziurę w drzwiach. Przez chwilę stała w korytarzu nasłuchując.
Odwarzyła się podejść bliżej źródła głosów. Stara podłoga zaskrzypiała pod jej ciężarem kiedy wchodziła do salonu.
Podniosła głowę i spojrzała na stojącą tuż przed nią dziewczynę swoimi błękitnymi tęczówkami podkreślonymi czarnym cieniem skradzionym z dna szuflady z kosmetykami.
- Amy...
Wyszeptała cicho. Pod spojrzeniem dziewczyny nagle wyparowała cała jej pewność siebie.

- Ty... Tak pięknie to... Co ty tu robisz Rose?

- Ja... Ja tu jestem. Bo chcę w końcu... Być sobą....

Drżąca ręka wyciągnęła z kieszeni swój skarb. Poczuła chłodny dotyk tych palcy.

- Nie wygłupiaj się Rose. Nie chcemy żeby coś ci się stało. Jesteś na to za młoda...

On... Znał jej imię! Tak przecież od czterech lat chodzicie do jednej szkoły na te same dodatkowe zajęcia.
Ale on myślał że ona nigdy nie...
Wyrwała z jego uścisku chudą dłoń.

- To nie jest mój pierwszy raz Jer. Nie chodzi mi o to że chcę być fajna bo chodzę tu z wami czy z wami rozmawiam. Chodzi mi tylko o to że... tylko z wami mogę rozmawiać o czymś co mnie interesuje... Tylko tu mogę być sobą...

Spojrzałam w szmaragdowe oczy już kolejny raz dzisiaj. Proszę. Czy to takie trudne? Czy tak trudno mnie zaakceptować?

- Myślisz że my gadamy o lalkach, kucykach czy jakiś modnych gwiazdkach? Że pijemy soczki i jemy żeliki oglądając jakiś głupi filmik albo urządzamy imprezy na których wszyscy latają w pidżamach a dziewczyny malują sobie paznokcie i plotkują?

Drobna dłoń zbliżyła się do policzka by na nim zostawić całą siłę.

- Nie jestem głupią dziewczynką która myśli tylko o kucykach i tęczach. Niecały rok temu porzegnałam swoją matkę a kilka godzin wcześniej umarła moja babcia. Na moich oczach moja siostra prawie się wykrwawiła a ty myślisz że jestem głupią dziwczynką tak jak pozostałe rozpuszczone bachory z mojej klasy? Myślałam że masz więcej mózgu w tej swojej głowie ale najwyraźniej się pomyliłam.

Po policzkach spłynęły łzy przez które widziała podnoszącego się z podłogi chłopaka.
Myślała że on... Że zrozumie. Że się do niej uśmiechnie i przywita... A on... Tak po prostu...
Amy wygięła swoje usta w słodkim uśmiechu. Obkręciła ją dookoła siebie ze śmiechem. Podała już zapalonego papierosa.

- Jesteś taka słodka Rose! Taka... piękna.

Delikatne usta dotknęły różanego policzka zostawiając na nim chłodny ślad. Fiołkowe oczy uśmiechały się do niej niemal natychmiast chamując łzy.

- Chodź Rose. Chyba nie będziesz tak stać w drzwiach. Tak nie wypada...

Opalona dłoń pociągnęła ją w stronę kanapy stojącej gdzieś daleko w cieniu. Tam wszystko stało się takie... Odległe. Były tylko dwie postaci czerpiące z tej ciemności przyjemność. Tak bliźniaczo podobne mimo tych wszystkich różnic... Po prostu były takie same.
Fiołkowe oczy spojrzały nieśmiało w błękitne tęczówki.
To było takie... Takie magiczne!
- Amy...- delikatny głosik zadrżał, błękitne oczy zniknęły za pomalowaną powieką.- Amy... Ja... Dlaczego Ty...?- przez chwilę tak krótką że niemal niezauwarzalną spojrzenia znowu się spotkały a później nieśmiałe oczy wpatrywały się w wytartą podłogę.

- Rose ty... Ty tak pięknie to... mówisz... To... Dzięki Tobie to imię wydaje się takie... Wyjątkowe. Takie inne. Piękne... Ja... Dziękuję.

***

Z każdej strony otaczała ją ciemność rozjaśniona jedynie słabym światłem telewizora. Brązowe oczy wpatrywały się w swoją towarzyszkę. Tak bardzo za nią tęskniła... Po tych wszystkich latach... Tyle że nie pamiętała jej z dzieciństwa... W ogóle jej nie pamiętała a jednak... Jednak wiedziała że powinna...
Ich spojrzenia się spotkały. W zielonych oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
Takie słodkie...

***

Dwie postacie siedziały na dywaniku wpatrując się z przerażeniem na plansze na której pojawiały się literki.
To miało swoją nazwę tylko jaką? Nazywało się jakoś śmiesznie.
Dziewczynka uniosła główkę i spojrzała w zielone oczy przyjaciółki. Obie wybuchły śmiechem...

To było tak dawno...
Kiedy?
Ja... Nie wiem. Nie pamiętam...
A tak bardzo bym chciała...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz