Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 12 (Między Kartkami Wspomnień)

Rozdział 12
Spotkamy się.
Między Kartkami Wspomnień.



Jedna mała błahostka...
Coś czego już nigdy nie naprawię.
Coś co sprawiało że łzy w moich oczach znowu odrzywały ze zdwojoną mocą.
Coś tak błahego, że wymagało zrobienia tylko kilku kroków. Kilku nic nie znaczących kroków a jednocześnie tak potrzebnych...
Ja przepraszam.
Oczami wyobraźni widziałam teraz ciemną noc rozświetloną jedynie milionami świec i świateł chwiejących się przy każdym podmuchu wiatru.
Delikatne płatki róż z każdą minutą coraz bardziej zwiędłe, powoli opadające na ziemie.
Tam wszystko było takie samotne, puste. Przepełnione mrokiem i melancholią...
Mamo... Ja Przepraszam.

Druga mała błahostka,
bo kogo to interesuje?
Wiem, że nikogo.
Dlatego przestanę o tym mówić.
Przestanę mówić o czymkolwiek.
Może tak będzie łatwiej? Może moje życie stanie się łatwiejsze?
Zerwę kilka znajomości... Przynajmniej postaram się zakończyć tą jedną...
Tą która naprawdę mnie niszczy... A niszczą mnie wszystkie.
Powoli pozwalają wypalać się od środka...

Nikogo to nie obchodzi prawda?
Nikogo nie obchodzi jak się czuje? Kim tak naprawdę jestem.
Kim jest mała zagubiona dziewczynka siedząca w żółtej, kwiecistej sukience i wpatrzonej w szczęśliwych rodziców uśmiechających się do małego dziecka.

Odruchowo ręka zaczęła szukać dookoła ostrych przedmiotów.
Taki dawny odruch, przyzwyczajenie.
Potrzeba warta zaspokojenia.
Warta, ale niemożliwa. Nie teraz.
Nie dzisiaj... Może nigdy?

Opamiętaj się...
Dasz radę....
Wytrzymasz choć jeden dzień.

Powieki opadły powoli ze zmęczenia wciągając ją w ciemność snu.
Jedynego strachu jaki jej pozostał.
Sen... Coś czego za każdym razem próbowała uniknąć.
Najgorszy koszmar.
Coś co spędzało jej sen z powiek.
Czy powodem braku snu może być sen?
Najwyraźniej.

***

Niepewnie postawiłam pierwszy krok w kilku metrowym pomieszczeniu.
Z każdej strony docierał do mnie kurz.
Osiadał na każdym centymetrze mojego ciała.
Drażnił każdy pojedyńczy nerw.
Poczułam się jak w jakimś starym domu. Miejscu do którego nikt nie wchodzi od lat.
Pełnym kurzu, pozostawionych przedmiotów. Zapomnienia.
Śmierci?

W piersi pojawiło się z nikąd delikatne ukłucie.
Ból powoli rozchodził się po całym ciele. Dziwne znajome uczucie jakby nagle w tym samym czasie urządliło cię stado os.
Ból roznoszony przez żyły po całym ciele zaczynający się gdzieś w sercu.

Szczupła dłoń powędrowała do najbliższej ściany szukając oparcia.
Coś kazało mi zwijać się z bólu.
To coś myślało że to mi pomoże.
Pomoże czuć jeszcze większy ból.

Spojrzałam w przestraszone oczy mojej małej towarzyszki.

- Nic... Nic ci nie jest?

W głowie dudnił mi drżący głos małej dziewczynki z którego nagle wyparowało całe to wypalenie.
Pokręciłam tylko głową krzywiąc się z przeczywającego mnie bólu.

- To tylko atak... To się zdarza prawie codziennie. To... To nic takiego.

***

Znienawidzony głos dochodził zewsząd.
Spojrzała przed siebie widząc jedynie czarną ścianę.
Spod przymkniętych powiek spłynęła drobna łza.
Za nią kolejna...
I jeszcze następna.

Podniosła lekko głowę widząc przed sobą rudą plamę zniekształconą przez łzy.

To już niedługo Flavio. Możesz zacząć odliczać godziny do momentu w którym poznamy się naprawdę...
Już nie mogę się doczekać.

***

- Mogę ci jakoś pomóc? Zrobię wszystko... Dla Ciebie. Tylko powiedz.

Z ufnością małego dziecka patrzyła w niemal całkiem czarne oczy.
Bałam się tego uczucia.
Bałam się zniszczyć coś tak pięknego.
Ale ja niszczyłam wszystko.
Było już za późno.

- Możesz pomóc mi wyjść i być na mnie skazana do końca życia.... Możesz mnie tu zostawić i mieć spokój.

Uśmiechnęła się ciepło do czarnowłosej i czekała aż postawi pierwszy krok w stronę drzwi.
Patrzyłam jak niezdarnymi ruchami próbuje wsiąść ją na ręce.

- Po prostu weź mnie za rękę. Tylko idź wolno... Proszę.

Na drobnej twarzyczce pojawił się uśmiech. W oczach pojawiło się bezgranicznie zaufanie, radość, smutek.
Ukryty gdzieś głęboko towarzyszący w każdej chwili. Pojawiający się nawet w najszczęśliwszych chwilach.
A ja... Bałam się jej reakcji. Byłam przygotowana na odejście.
Nikt nigdy nie chciał pomóc.
To było normalne... Pomoc była nieznana.

***

Patrzyłam na kilkaset nowych twarzy ludzi któży właśnie wrócili po dwóch tygodniach przerwy i cieszyli się na spotkanie ze znajomymi.
Twarzy wykrzywionych w sztucznych uśmiechach.
Silna ręka chłopaka prowadziła ją przez korytarz w stronę miejsca spotkań jego znajomych.
Miał znajomych? Był ktoś oprócz ludzi ze szpitala?
Głupie pytanie... Przecież każdy ma jakiś przyjaciół w szkole.
Spojrzałam na obdrapane w tym miejscu ściany z odpadającym tynkiem.
Dookoła nie było nikogo. Całkowita pustka. Kilkanaście metrów dalej słychać było śmiech.
Skręciliśmy w kolejny korytarz wykończony szklaną ścianą z widokiem na puste teraz lodowisko.
Na ławkach ustawionych pod ścianami siedziała grupa nastolatków.

-Alex? Co ty tu robisz? Myśleliśmy że już nigdy cię nie zobaczymy.

Rzuciła niemal od niechcenia wysoka brunetka o niemal czarnych włosach opierająca się o ścianę. Obok niej stał chłopak. Wyglądał jak prawie idealna kopia dziewczyny tylko w wersji blond.

- Poznaj Valerie i Jonathana Larbalestier... Moje przybrane rodzeństwo

W odpowiedzi na uśmiech dostał uniesione brwi dziewczyny i kwaśny uśmiech jej brata.
Przekomazanie się rodzeństwa.
Uczucie towarzyszące jej dawno temu niemal każdego dnia.

- No cóż... Witamy ponownie w naszych skromnych progach. Czeka na was sporo zmian. Trochę się zmieniło od kąd wyjechałeś.... Może usiądziecie?

Dziewczyna odruchowo skierowała się w stronę najbliższego parapetu. Siedząc na nim podciągnęła nogi pod brodę i zaczęła wpatrywać się gdzieś daleko przed siebie.
To dawało jej poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa. Schronienie w samotni stworzonej na wzór idealnego świata.

- Yhm... Valeriya Yelena de Rhoslyn. -Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę szczupłą dłoń. - Mogę się przysiąść?

Znajomy głos zabrzmiał blisko jej ucha. Bałam się spojrzeć na twarz stojącej przede mną dziewczyny.
Obcy akcent w jej niemal perfekcyjnym angielskim przypominał o wczorajszym śnie.
"To już niedługo Flavio. Możesz zacząć odliczać godziny do momentu w którym poznamy się naprawdę..."
Bałam się. Ramiona drżały ze strachu w nagłych spazmach...

Uniosłam niepewnie głowę bojąc się spojrzeć w kocie oczy podkreślające długą rudą czuprynę która za to okalała alabastrową twarz.

- Flavia... Flavia de Riviera.

Odparła odwracając wzrok. Patrzyła teraz na opustoszały plac przed szkołą.

- Mówiłam że już nie długo się spotkamy. Ja nigdy nie kłamię. Jestem w końcu śmiercią.

Na różanych ustach pojawił się uśmiech zwycięstwa.

- Jestem pewna że będziemy się dogadywać jeszcze lepiej niż do tej pory. Może znajdziesz prawdziwa przyjaciółkę? Aimee chyba jakoś specjalnie nie nadawała się do tej roli prawda? Z jakiegoś powodu została wyeliminowana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz