Informator

- Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach zostaw komentarz z adresem bloga lub numerem gg.
- SPAM możecie zostawiać gdziekolwiek, i tak czytam każdy komentarz przed jego opublikowaniem.

Pozdrawiam

niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 11 (Między Kartkami Wspomnień)

Oczy zamykały się ze zmęczenia. Wszystko za bardzo ze sobą kontrastowało. Rozświetlony nieprzyjemnym, chłodnym światłem samolot nie pasował do ciemności i tajemnicy podziwianej przez malutkie okienko, nocy.

- Herbaty? Kawy?

Usłyszała pytanie stewardessy w nieznajomym języku.
Kobieta pochylająca się nad zajętym miejscem śpiącego chłopaka ciepło się uśmiechała.
Zaprzeczyłam ruchem głowy i pozwoliłam w końcu odpocząć zmęczonym oczom.

Zrobiłam to mimo że bałam się tego snu. Wiedziałam że przed oczami zostanie mi wyświetlona wczorajsza scenka, ale nie potrafiłam dłużej się powstrzymywać.
To zbyt trudne a wszystko jest takie skomplikowane.

- Wszystko w porządku? Może mogłabym w czymś pomóc.

Nic nie zrozumiałam. Puste słowa w zupełnie nie znanym mi języku. Odruchowo jednak zaprzeczyłam krótkim ruchem głowy. Wyrwałam się z lekkiego uścisku jej ręki na moim ramieniu.

- Jeśli będzie pani czegoś potrzebować to proszę mnie wołać...

Usłyszałam słowa wypowiedziane z perfekcyjnym francuskim akcentem. Skinęłam tylko głową i posłałam sztuczny uśmiech.
Za bardzo pragnęłam snu żeby się przejmować czymkolwiek.
Uśmiechnęłam się do cienia mojej przyjaciółki pojawiającego się pod powoli zamykanymi powiekami.

***

- Zostaniesz tu. Twój stan zdrowia tego wymaga. Może nareszcie zrozumiesz że twoi znajomomi źle na ciebie wpływają. Będę przychodził raz w miesiącu. Więc… do zobaczenia Caroline.
Smutna twarz ojca zniknęła za grubymi drzwiami. Mimo jego nieobecności towarzyszył mi jego obojętny, zimny głos. Ciężki oddech… który sam w sobie był zapowiedzią śmierci.

- Tato…

Spuszczona głowa pokierowała mnie w stronę okna zasłoniętego chyba milionem krat.
Nienawidziłam bieli tego pokoju. Sprawiała że miałam ochotę krzyczeć. Tak, to miejsce na pewno mi pomoże.

- … chciałabym żebyś przeżył te dwa lata.

Ja za dwa lata będę mogła najwyrzej trafić do kolejnego białego pokoju jeszcze bardziej białego niż ten. Takiego pokoju bez okien, bez niczego prócz łóżka i mnie w kaftanie bezpieczeństwa.
Albo nie dożyję nawet tego.

***

(italic)
Jesteś pewna, że tego własnie chcesz? Zawsze możesz zrezygnować.

Wpatrywałam się w czerń dookoła nas. Nigdzie nie mogłam dostrzec mojej towarzyszki. Bałam się.

Pokaż się, proszę…

A więc się boisz? Wiesz co to oznacza…

Nie rób tego. Po prostu się pokaż.

Z głębokiej ciemności wyłoniła się mała dziewczynka. Tak bardzo podobna do…

Dlaczego mi to robisz?

Brak odpowiedzi. Znów ta ciemność. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu obecności kogoś innego niż ja.

Więc zaczynamy.

W ciemności szyderczy śmiech dobiegał jakby zewsząd.
Nieznana mi siła sprawiła że opadłam na kolana. A moja własna siła powoli mnie opuszczała. Spojrzałam na górującą nade mną postacią.
Spojrzałam przed siebie oglądając realny świat jakby zza szyby.

***

Spojrzałam na młodego mężczyznę z grymasem na twarzy.

- Skoro już się znamy to może powiesz mi teraz jak się tu czujesz… może czegoś ci brakuje.

- Mam mówić prawdę?

Poprawiłam opadające włosy i spojrzałam głęboko w oczy doktora.

- Oczywiście, że tak Caroline. Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi.

- Czuję że kiedy z tąd wyjdę to będę się nadawać jedynie do psychiatryka. Przez te białe ściany. Brakuje mi mojej gitary, ale pielęgniarka twierdzi że mogę o nią poprosić dopiero kiedy mój ojciec tu przyjedzie za miesiąc, a dostanę ją za dwa. Nie wytrzymam tyle, muzyka jest dla mnie najważniejsza.

- I to wszystko?

Uniosłam lekko brwi, ale nie chciałam tego komentować. I to wszystko? Zupełnie jakby to nie były wystarczające powody żeby mnie wypuścić...
Zawsze wiedziałam że lekarzami zostają idioci lub faceci którzy chcą mieć dużo kasy. Nigdy mili i przystojni jak na filmach i serialach.

- Na razie. Personelu dla jednego pacjenta raczej nie wymienicie.

Słowa czy raczej warknięcie wydobyło się ze ściśniętego gardła.

- Skontaktuję się z twoim ojcem, ale na razie mogę zapewnić ci tylko instrumenty w pokoju muzycznym. Nie poradzę też nic na kolor ścian bo niestety nie mogę ich pomalować. Możesz poprzyklejać jakieś plakaty czy zdjęcia jeśli tak ci na tym zalerzy. Ewentualnie spędzać większość wolnego czasu w pomieszczeniach rozrywkowych.

- Wolnego czasu?

Kolejny raz moja brew powędrowała ku górze.
Prawdziwym pytaniem było "Naprawdę pan myśli że to wszystko jest takie proste?"

- Masz obowiązek szkolny, poza tym od czasu do czasu musimy przeprowadzać badania. Jutro masz pierwsze, a szkołe zaczynasz za tydzień. W każdym razie jutro się zobaczymy, a jeśli chcesz mogę kogoś poprosić żeby pokazał ci pokój muzyczny.

- Było by miło....

Mruknęłam. Posłałam nieśmiały uśmiech w stronę lekarza i wstałam z krzesła. Nienawidziłam go. Zapewne myślał że mi pomoże... Idiota.

- Maddie, czy Yuki nadal tu jest.

Usłyszałam za sobą wołanie doktora. W drzwiach pojawiła się pielęgniarka.

- Tak… czy coś się stało?

Pielęgniarka wydawała się zdziwiona pytaniem. Po chwili dłuższego przyglądania się stwierdziłam że ona chyba zawsze tak wygląda. Po prostu postanowili dać pracę bezmózgiej kobiecie w szpitalu. To ją powinni tu leczyć. Miałam ochotę się zaśmiać ale nie byłam aż tak chamska.

- Niech zaprowadzi Caroline do pokoju muzycznego. Może nawet znajdą jakiś wspólny kontakt…

***

Spojrzałam na średniego wzrostu dziewczynę opierającą się niedbale o ścianę. Lekko buntowniczą pozę psuła cała reszta jej wyglądu. Nawet podarte spodnie były zbyt... Idealne.

Dziewczyna również się jej przyglądała. Czuła na sobie ten dziwny wzrok.
Oczy które zapamiętywały każdy szczegół.

- Yuki? Co to za imię?

Widziałam jak dziewczyna kurczy się w sobie. Ostre słowa zawsze bolą. Wiem coś o tym.

- Wole jak się do mnie mówi Peggy... Peggy Sue. Yuki to takie imię którego nie mogę znieść nawet na ustach moich rodziców. Nie nawidzę go.

Dziwnie brzmiał głos tak małej osóbki... Dziwnie bo już był wypalony przez papierosy. ONA była wypalona.

- A więc Peggy Sue? To brzmi lepiej. Zaśmiałam się. W mojej dłoni znalazł się papieros. Delektowałam się tęsknym spojrzeniem dziewczyny.
Od kiedy to byłam taka okropna?

Widziałam powstrzymywaną radość w oczach dziewczyny.
Wydawała się być taka słodka, niewinna. Mogłabym udawać że to moja siostra.

- Chodź już Peg... Mogę tak do ciebie mówić? Od czasu do czasu?

W wielkich kocich oczach pojawiły się iskierki radości.
Już znałam odpowiedź...
Raz na jakiś czas radość jest wskazana choć wiedziałam że szybko zastąpi ją smutek.

***
szept autorki:
Tak! Udało się. Nareszcie możecie podziwiać moje kolejne dzieło. Jak zwykle jest dziwnie.
Tym razem jestem całkowicie pewna że tak jest. Przed sekundą przeczytałam całość.
Czy Peggy nie jest cudowna? Moim zdaniem jest! I to bardzo. Kocham ją prawie tak samo jak Flav i Rose....
Mam całkiem dobrą wiadomość.
Nie zamierzam w przyszłości zaprzestawac pisania tego opowiadania. Wczoraj zanotowałam w zeszycie kolejny epizod tej "cudownej" historii.
Życzę szczęśliwego Nowego Roku, udanego sylwestra i takich bzdur.
Ja w tym roku pilnuje psa mojej cioci i w myślach urzywam brzydkich słów nie mogąc znieść chałasu imprezy urządzanej nieopodal przez TĄ osobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz